wtorek, 27 grudnia 2016

Państwo Florek cz VIII



Dojazd do pracy przebiegł już bez żadnych dodatkowych zakłóceń. Krzysztof wyciągnął klatkę z pingwinem, owinął ją papierem pakunkowym i powolnym krokiem, szedł w kierunku biurowca. Maszerującego Krzysztofa zauważył jak zwykle uczynny Pan Heniek, ochroniarz biurowca.
- Panie Krzysiu, tak nie wolno się przemęczać. Niech Pan postawi ten pakunek, przywiozę wózek i pomogę Panu.
- O, dzień dobry Panie Heniu. Nie trzeba żadnego wózka, ale jak chce mi pan pomóc, to faktycznie w dwójkę będzie lżej nieść ten pakunek.
Do Henia nie trzeba było dwa razy mówić. Chwycił pakunek i ponieśli go aż do windy. Wprawdzie Heniek oferował pomoc także w dalszym transporcie, Krzysztof jednak zdecydowanie odmówił. I tym sposobem znalazł się w windzie wraz z pingwinem. Sprawnie odpakował klatkę, zdjął swój długi płaszcz, podrapał się w nosie na tyle mocno, by pojawiła się krew. Spojrzał na lustro i zadowolony uśmiechnął się do siebie, wyglądał okropnie. Jego oczom ukazał się krwawiący facet, z plamami krwi na koszuli. Dojechał na 7 piętro, gdzie mieściło się jego biuro, wypchnął klatkę, którą umieścił obok windy, wyciągnął pingwina i powoli pchał go przed sobą. Przed drzwiami wyciągnął jeszcze pistolet otrzymany przez żonę i wszedł do pokoju. Tego się jednak nie spodziewał. Na podłodze leżała Anna, która na ustach miała masę piany i cała drgała. Nad nią pochylał się Wiesiek trzymający w lewej ręce butelkę wódki. Jedynie Janek wydawał się normalnie pracować. Siedział przed swoim komputerem i coś tam pisał. Krzysztof zamarł, trzymając przy głowie pingwina pistolet. Wiesiek spojrzał na niego i wrzasnął.
- Krzysiek zostaw tego pingwina. Ania odleciała, dzwoń po pogotowie.
Janek spojrzał z zainteresowaniem na Krzysztofa i stojącego obok niego pingwina.
- Krzysiek, nie ratuj jej. Niech zdechnie. Uratujemy ją, a ona dostanie wyrok 25 lat, wyjdzie po 12 i będzie się na nas mścić. Dla zabójców nie można mieć litości.
Krzysztof oszołomiony patrzył na swoich współpracowników. To on miał im wyciąć numer, a nie oni jemu. Teraz do niego dotarło, co powiedzieli im fałszywi policjanci.
- Słuchajcie, ci policjanci co tu byli, to byli aktorzy wynajęci przez moją żonę. Nie było żadnego zabójstwa, nie było żadnej rannej foki.
Wiesiek pociągnął spory łyk z trzymanej przez niego butelki, natomiast Janek przestał pisać na komputerze i zadał całkowicie logiczne pytanie.
- Słuchaj Krzysiek, wiem, że dzisiejszy dzień jest dziwny i wszystko może się zdarzyć. Po cholerę masz tego pingwina.
Pytanie może było i logiczne, jednak w tym momencie Krzysztof nie potrafił na nie odpowiedzieć. Podszedł jedynie do Ani, sprawdził jej puls, spojrzał w oczy i stwierdził.
- Nic jej nie będzie. Wygląda na to, iż wzięła zbyt dużo swoich tabletek.
Wyglądało, iż Krzysztof miał rację, gdyż Anna przestała się trząść, starła dłonią pianę, jaka wypłynęła jej z ust. Z trudem wstała i chwiejnym krokiem podeszła do pingwina, uklęknęła przed nim i przytuliła się do niego.
- Och mój ty kochany kotku. Mamusia ma dla ciebie cukiereczki.
Wyciągnęła ze swojej kieszeni tabletkę amfetaminy, którą momentalnie pingwin połknął. W trakcie próby wyciągnięcia kolejnej tabletki Krzysztof podbiegł do niej i chwycił za rękę.
- Cholera Ania otrząśnij się. To jest pingwin, a nie jakiś kot. I to, co dajesz, to nie są żadne cukierki, tylko cholerne narkotyki. Chodź, idziemy to ubikacji, może uda mi się ciebie jakoś doprowadzić do ładu.
Anna nadzwyczaj zgrabnie wyrwała się Krzysztofowi i zaczęła wołać.
- A ja wiem, co robicie z psami. Trzymacie je w piwnicy wy przebrzydli psychopaci.
Janek nadstawił ucha i z uwagą przysłuchiwał się słowom Anny. Ledwie tydzień temu zniknął mu jego pies i nigdzie nie mógł go znaleźć. Nie było go u jego byłej żony, nie było w klinikach weterynaryjnych, nie było go też w schroniskach dla zwierząt. Czyżby jego koledzy z pokoju stali za zniknięciem jego psa?
- Ania nie gadaj bzdur, bo ci jeszcze ktoś uwierzy. –Krzysztof przytomnie przerwał Ani.
- Zabójcy psów, zabójcy psów.
Ania kontynuowała swoje wrzaski, Krzysiek biegał za nią, pingwin niezauważony przez nikogo wyszedł z pokoju. Trwałoby to pewnie wiele dłużej, gdyby nie dzwonek telefonu na biurku Heńka. Heniek zobaczył na wyświetlaczu, kto dzwoni i pobladł. To był ich szef. Drżącą ręką odebrał telefon.
- Dzień dobry Panie Dyrektorze. […] Tak, wszystko jest pod kontrolą. […] Tak projekt będzie zrobiony w terminie. […] Tak, oczywiście, może pan przyjść nawet teraz, przedstawimy wstępną wersję projektu. […]. Oczywiście, może pan być nawet za minutę.
Janek i Wiesiek z otwartymi ustami przysłuchiwali się rozmowie. Ich szef miał się pojawić u nich. Anna w dalszym ciągu biegała po pokoju i udawała lot ptaka. Heniek odłożył telefon i grobowym głosem powiedział.
- Szef jest już w windzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz