niedziela, 1 stycznia 2017

Państwo Florek cz IX



Pan Adrian wyszedł z windy i skierował się w kierunku toalety. To był jego rytuał. Przed każdą wizytą u podwładnych musiał iść za płynną potrzebą. Tak było i tym razem. Stanął przed pisuarem i spojrzał w lustro. To, co zobaczył, było raczej tylko przewidzeniem, gdyż nie jest możliwe, by w biurowcu przebywał pingwin. Jako że nie ufał nikomu i niczemu, po wykonaniu wiadomej czynności, sprawdził, czy rzekomy pingwin przebyła w toalecie. Wchodził po kolei do każdej kabiny i z ulgą stwierdził, iż pingwina nie ma w tym jakże osobistym pomieszczeniu. Uspokojony skierował się do swoich podwładnych. Był to bardzo solidny i pracowity zespół, który wykonał każdy zlecony projekt. Jedyne czego im brakowało, to kreatywność. Jego wizyta miała nie tylko na celu sprawdzenie postępu prac, ale także podpowiedzenie swoim podwładnym, co zrobić, by projekt miał to coś. Otwierając drzwi do gabinetu, spodziewał się zastać zespół, który pracuje w pocie czoła. Przed jego oczami ukazał się obraz zupełnie niespodziewany. Co prawda zgodnie z jego przewidywaniami Pan Janek siedział przed biurkiem i pisał coś na klawiaturze, niestety pozostała część zespołu, mówiąc delikatnie, zachowywała się w sposób niestandardowy. Pani Ania siedziała na parapecie i wydawała odgłosy przypominające odgłosy orangutana, Pan Krzysztof w lewej ręce trzymał broń, jego koszula zaś była cała we krwi. Pan Wiesław siedział na podłodze i śmiał się w jakiś straszny, obłąkańczy sposób. Jako że jedynie Pan Janek wyglądał na osobę panującą nad swoimi emocjami, to właśnie do niego skierował pytanie.
- Panie Janku, co tu się właściwie dzieje?
Janek już miał odpowiedzieć na pytanie, gdy zupełnie dla niego niespodziewanie, Anna zeskoczyła z parapetu, podbiegła do Janka zakryła mu usta i stwierdziła.
- W tym zespole zabija się psy!
Śmiech, jaki wydobył się z jej krtani, spowodował, iż po plecach Adriana przeszły ciarki. Krzysztof, odzyskawszy jasność swojego umysłu (przynajmniej tak mu się wydawało) podszedł do szefa i poklepał go przyjacielsko po plecach.
- Naćpała się, niech się szef nie przejmuje. Może przejdziemy do rzeczy i omówimy projekt tego szpitala.
Szef wciąż nie mógł dojść do siebie. Niestety pozostali podwładni nie ułatwiali mu zadania. Do tej pory milczący Wiesiek, wstał, podszedł do szefa i szepnął mu do ucha.
- Niech Pan na nich nie zwraca uwagi. Czy widział Pan pingwina?
Wiesiek poczuł ostre szarpnięcie i wylądował na podłodze. Na nim usiadła Anna, która nie mogąc się powstrzymać, wrzasnęła.
- Co mu powiedziałeś, no co? Cholerny kapuś i szowinista!
Przerażony szef zaczął powoli wycofywać się z pokoju, co jednak nie umknęło uwadze Krzysztofa. Ponownie zbliżył się do szefa, chwycił go za rękę i w stanowczy sposób powiedział.
- Szefie, proszę nie uciekać. Jeszcze nie zdążyliśmy pokazać panu naszego wstępnego projektu. To jest naprawdę jedno z naszych największych osiągnięć. Projektując szpital, połączyliśmy konserwatyzm z nowoczesnością, dbając przy tym o jak najniższe koszty eksploatacji tego budynku.
Krzysztof z prawdziwą pasją opowiadał o projekcie szpitala, machinalnie wymachując bronią. Szef w dalszym ciągu nie był w stanie pojąć co się wokół niego dzieje. Ponownie spojrzał na Panią Anię, której twarz, z powodu rozmazanego makijażu i jej dziwnych przenikliwych oczu, przypominała mu bardziej jakąś szamankę indiańską niż pracownika biura projektowego. Zachowanie Pani Ani było jednak znacznie gorsze niż zachowanie szamana. Anna, zorientowawszy się, iż siedzenie na Wieśku nie jest najwłaściwszym zachowaniem, zeszła z niego podeszła do szefa, ukłoniła się i powiedziała.
- Szefie zapraszam do tańca.
Pociągnęła szefa za rękę i zaczęli tańczyć.  Szef w sposób możliwie delikatny, próbował uwolnić się od swojej podwładnej, niestety trzymała go w sposób silny i zdecydowany. Dodatkowo usłyszał, jak z komórki Pana Wiesława zaczęła wydobywać się muzyka. Mimowolnie zaczął tańczyć, rozglądając się po pokoju. Jego uwagę przykuł fakt, iż Krzysztof położył broń na biurku i zajął się rozkładaniem projektu budynku szpitala psychiatrycznego.
- Szefie, niech pan spokojnie tańczy, ja zaś w skrócie będę pokazywał kolejne rysunki budynku, by łatwiej było panu uzmysłowić jaki wybitny projekt realizujemy. Będzie specjalna strefa dla pacjentów cierpiących na zachowania dwubiegunowe, dla tych, co wyobrażają sobie, iż są jakimiś postaciami historycznymi i oczywiście …
Wywód Krzysztofa przerwał, donośmy głos do tej pory najspokojniejszego pracownika, Jana.
- Jestem Napoleonem i takiego burdelu nie będę tutaj tolerował. Baczność!
Wszyscy z wyłączeniem Adriana stanęli i wyprężyli dumnie piersi. Również Anna puściła szefa i stanęła na baczność. Tymczasem Jan kontynuował.
- Co za cholerny burdel jest w tej jednostce. I co do cholery robi tutaj ta kobieta? Czy to jest Joanna d-Arc ?
Szef, korzystając z sytuacji, ponownie skierował się w kierunki drzwi, które jednak otworzyły się z hukiem i stanął w nich kurier, z wielkim pakunkiem. Rozejrzał się wokół i momentalnie zrozumiał, skąd to zamówienie.
- Dzień Dobry. Kto z Państwa zamawiał choinkę? Myślę, że w lipcu będzie naprawdę dobrze prezentowała się w biurze. To jest naprawdę świetny pomysł.
Kurier zostawił paczkę i nie czekając na pokwitowanie, wycofał się z pokoju. Wolał nie mieć pokwitowania, niż przebywać dłużej u czubków, dodatkowo uzbrojonych. Szef nie mogąc wyjść z pokoju, gdyż był oz zastawiony pakunkiem, podbiegł do biurka, chwycił broń Krzysztofa i wrzasnął.
- Cisza! Ustawić się w szeregu i meldować, o co chodzi.
Pierwszy zareagował Krzysztof, który posłusznie stanął na środku pokoju i kontynuował swój wywód.
- Dobrze szefie, że wziąłeś sprawy w swoje ręce. Ja tu się staram zaprezentować projekt, a te jełopy odgrywają jakąś chorą komedię. Wiem, jest pan nam rozczarowany i ja to rozumiem. Prawda jest jednak taka, iż projektujemy dom wariatów i od pewnego czasu zaczęła się nam udzielać atmosfera tego przybytku. Nie wiem, czy mi pan uwierzy, ale dzisiaj przywiozłem do pracy pingwina.
- A ta broń panie Krzysztofie?
- Nie będę ukrywać, iż o kłopotach z tym projektem rozmawiałem z moją żoną i zaczęła ją troszkę ponosić fantazja. To jest jej broń. Proszę się jednak nie martwić, gdyż jest to tylko atrapa.
Powoli szok, jakiego doznał Adrian, zaczął ustępować. Czyli on nie oszalał, tylko ten projekt nie miał dobrego wpływu na jego podwładnych. Upadek stojącego w drzwiach pakunku, nie zrobił już na nim żadnego wrażenia. Wejście pingwina wręcz go ucieszyło. Zupełnie już uspokojony, skierował w jego kierunku trzymaną broń i nacisnął spust. W pokoju rozległ się huk, a na ciele pingwina pojawiła się czerwona plamka, z której trysnęła krew. Pingwin zaś padł na podłogę.
- Cholera, to miała być tylko atrapa!
Krzysztof zszokowany patrzył na krwawiącego pingwina, zdjął swoją już i tak pokrwawioną koszulę i zaczął tamować krew.
- Dzwońcie na pogotowie! Szybko, on się wykrwawi!
Do pingwina podbiegł Wiesiek i delikatnie zaczął podnosić ofiarę postrzału. Grobowym głosem dodał.
- Tutaj nie jest nam potrzebne pogotowie. Musimy jechać do weterynarza.

2 komentarze:

  1. Doskonałe! Wyborne! Łączysz tu absurd Monty Phytona i kreowanie biurowego chaosu rodem z najlepszych powieści Chmielewskiej (Lesio, Lądowanie w Garwolinie). Naprawdę śmiałem się na głos, czytając.
    P.S. Jak zwykle nadużywasz nieco spójnika "iż" a w kilku miejscach powtarzasz to samo słowo zdanie po zdaniu, miast skorzystać z synonimów (co w większości przypadków jest błędem stylistycznym). Ja zaś mam wrażenie, ze nie dokonałeś korekty tekstu, bądź przeprowadziłeś ją niezbyt dokładnie. Tym razem nie chce mi się wypisywać wszystkich wychwyconych błędów, bo opowiadanie jest na to zbyt długie. I scal je też w jednym miejscu, uprzejmie proszę. Będzie łatwiej i przyjemniej czytać. Chłopie - masz lekkie pióro i talent do wymyślania ciekawych historii, warto więc nieco dopieścić formę. Dopinguję Cię szczerze do tego, bo warto poznać Twoją twórczość a do profesjonalisty pełną gębą brakuje Ci naprawdę niewiele. Za dowód niech świadczy to, ze większość niedzieli spędziłem na Twoim blogu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie jest to tekst roboczy, który jeszcze nie był mocno korygowany. Szczerze zastanawiałem się, czy kontynuować pisanie tej książki i zrobiłem sobie przerwę. Mój syn twierdzi, że nie jest tak dobra, jak moja pierwsza i jedyna książka „Ściśle Tajne”. Książka ta jest także na tym blogu. Dziękuję za miłą dla mnie opinię, może dzięki Panu uda mi się skończyć tę książkę.

    OdpowiedzUsuń