– Wstawaj kochanie, spóźnisz się do pracy.
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się wokół. Niby
wszystko znajome, ale takie obce, nierealne. I ta kobieta. Żona? Czy coś jest
ze mną nie tak?
– No już, wstawaj, śniadanie gotowe. Muszę
lecieć. – Pocałowała mnie w policzek i wyszła.
Powoli zwlekłem się z łóżka i rozejrzałem się
wokół. Z prawej strony stała stara zabytkowa szafa, przyozdobiona płaskorzeźbą
anioła zstępującego na ziemię. Z lewej stał mały stolik, na którym znajdował
się budzik. Dlaczego wydawało mi się to tak diabelnie nierzeczywiste?
– I słusznie.
Do moich uszu doszedł ledwie słyszalny szept.
– Czy ktoś tu jest?

– Partactwo.
– Czy ktoś tu jest?
Odpowiedziała cisza. Stałem przed lustrem i
poprawiałem krawat. Tym razem nie zastanawiałem się, dlaczego jestem już
ubrany. Ten dzień był dziwny, bardzo dziwny.
– Trzy dni.
Zignorowałem szept, prawdopodobnie dobiegający
z głowy. Wychodząc z domu momentalnie oślepiło mnie słońce, ale nie czułem jego
promieni słonecznych. Wiosna, pora roku na którą zawsze się cieszyłem. Tylko
kiedy to było? Zawsze? Troszkę jakbym wyrwał się z mroku codzienności, nie
pojmując co się wokół mnie dzieje. Wciągnąłem powietrze, uśmiechnąłem się i
postanowiłem iść do pracy pieszo. Chwilę później zatrzymałem się przy leżącym
na chodniku mężczyźnie. Początkowo zamierzałem go zignorować, ale coś kazało mi
się zatrzymać i sprawdzić, czy potrzebuje pomocy.
– Proszę pana, czy wszystko w porządku? –
zapytałem, delikatnie potrząsając mężczyzną.
Facet powoli wstał, uśmiechnął się i spojrzał
przenikliwie.
– Jedynie słuchałem. Będzie dobrze.
– O co chodzi? – spojrzałem na niego, na jego
pożółkłe spodnie i czerwony sweter. On był nierzeczywisty, nierealny, jakby nie
z tego świata.
– Wszystko będzie dobrze, może pan iść. –
Poklepał mnie przyjacielsko po plecach i odszedł.
Stojąc przed szefem, nie mogłem pojąć dlaczego
nagle znalazłem się w pracy. Przecież ledwie chwilę temu byłem na dworze przed
domem. Skupiłem się i powoli dochodziły do mnie jego słowa.
– … dlatego też postanowiłem pana awansować,
co oczywiście wiąże się z wyższym wynagrodzeniem oraz zwiększeniem zakresu
obowiązków.
Czy mam Alzheimera? Skąd taki przeskok?
– Nie spodziewałem się, nie wiem co
powiedzieć – próbowałem sensownie odpowiedzieć.
– Kochanie wstawaj, czas do pracy, ja muszę
iść.
Mijanie się z ukochaną, stało się niechcianą,
ponurą codziennością, sprzedaną za garść srebrników. Błądząc w codzienności,
dusiłem miłość i szczęście. Desperacko chwyciłem ją za rękę, próbując ją
zatrzymać.
– Czy my mamy dzieci?
Wyczułem w niej paniczny strach. Czego się
bała?
– Powiedz! – krzyknąłem, dziwiąc się swojej
gwałtowności.
– Tak, oczywiście, że mamy, są u twoich
rodziców. Możesz mnie puścić! To boli.
Zapomniałem o dzieciach! Szok i
niedowierzanie zapanowało nade mną. Puściłem rękę żony i spojrzałem w jej oczy,
które zmieniły swoją barwę z jasnozielonych na brązowe.
– Możesz pokazać mi zdjęcie?
– Jakie zdjęcie?

– Gdzie jestem?
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
Cichutki głosik oznajmił.
– Dnia drugiego.
Lekarz patrzył na mnie z niepokojem.
– Przyszedł pan do mnie, informując o
problemach z pamięcią – westchnął. – A widać, jest z tym spory problem. Dałem
skierowanie na dalsze badania. – Ponownie zrobił pauzę i patrzył się na mnie z
litością. – Czy ma pan rodzinę, kogoś
kto mógłby się panem zająć?
Jedynie pokręciłem głową. Lekarz natomiast kontynuował.
– Jeżeli pan chce, to odprowadzę do gabinetu
psychologa.
– Nie to nie jest potrzebne, poradzę sobie.
– Dnia trzeciego.
Cholerny szept. Podkuliłem nogi i zacząłem
płakać.
– Kochanie, czy coś się stało? Może zostań w
domu.
Znowu byłem w łóżku! Tym razem nie próbowałem
zatrzymać żony, jeżeli faktyczne nią była. Musiałem się dowiedzieć, o co w tym
wszystkim chodzi. Wziąłem komórkę, włączyłem nagrywanie i położyłem na nocnym
stoliku. Chwilę później znalazłem się w kuchni i byłem świadomy. Natychmiast wróciłem
do sypialni, chwyciłem telefon i odtworzyłem nagrany obraz. Tam nic nie było!
– Dnia trzeciego – szept dobiegający ze wszystkich
stron.
Było nagranie, tylko nie było tam mnie!
– Dnia trzeciego – szept wdzierający się do
umysłu.
Wybiegłem z domu i ruszyłem przed siebie.
– Dnia trzeciego.
Wciąż i wciąż te same słowa wwiercające się w
świadomość.
– Co się stało, Boże pomóż mi ! Co jest ze
mną nie tak? – krzyczałem bezradnie.
– Nie patrz w prawo!
Co to za głosy? Czy to się dzieje naprawdę?!
– Nie panowałem nad sobą, a rozpatrz rozsadzała serce.
– Dnia trzeciego.
Nagle usłyszałem pisk hamulców i huk
dobiegający z prawej strony.
– Nie patrz w prawo!
Spojrzałem. Stałem
nam martwym ciałem. Moim ciałem! Potrącił mnie samochód!
– Dnia trzeciego zmartwychpowstanie.
Odpłynąłem w niebyt.
…..
Obudziłem się w błocie, a wokół znajdowało się pełno jęczących, złorzeczących ludzi. Powoli wstałem i ruszyłem przed siebie. Pamięć wróciła, a ja czułem żal, że nie pożegnałem się z bliskimi. Zrozumiałem, iż otrzymany dar życia, został mi odebrany. „Nie znasz dnia ani godziny” i to jest prawda. Prawdą niestety jest też to, że nie wiemy, skąd przybyliśmy i dokąd zmierzamy.
Utrata cielesnej powłoki pozwala na szersze
spojrzenie na świat i poznanie prawdy. Nie każdy jednak umie się odnaleźć. To
miejsce było miejscem odkupienia, On mi to powiedział. Pochyliłem się nad około
pięcioletnią dziewczynką i przytuliłem ją. Moim zadaniem było dać tym wszystkim
zagubionym duszom nadzieję, która w każdym z nich jeszcze się tliła. Byłem
niosącym światło. W tym świecie to ja stałem się przewodnikiem i to ja miałem
poprowadzić dusze w kierunku Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz