Wrzawa na trybunach przegoniła niczego
nieświadome zwierzęta. To kibice biało czerwonych przybyli ze wszystkich stron
świata, by zobaczyć drużynę marzeń, jedną z najlepszych ekip na świecie.
Ranking FIFA nie mógł kłamać, a od dłuższego już czasu Polska była w dziesiątce
najlepszych. Kibice mieli oparcie nie tylko w wierze w możliwości piłkarzy, ale
także w twardych faktach. Oczekiwania były zatem duże i nie wydawały się
przesadzone.
Który z wiernych kibiców mógł przypuszczać, iż nasi wspaniali kopacze padli ofiarą brutalnego spisku. Intrygi wielkich korporacji zawiązanym przeciwko naszym nieocenionym wirtuozom piłki nożnej. Bezduszne koncerny przybyły do piłkarzy niczym wilk przebrany w owczą skórę, nie do poznania przez zwykłego zjadacza chleba. Nieświadomi piłkarze cieszyli się z darów, jakimi obficie raczyły ich przedsiębiorstwa. Pokazywali się w mediach w towarzystwie najwspanialszych szamponów, po których łupież staje się jedynie niemiłym wspomnieniem. Towarzyszyły im golarki, telefony oraz inne tak potrzebne zwykłym ludziom gadżety. W zamian na ich konta spływały setki tysięcy EURO. Gdyby tylko wiedzieli, do czego dążą korporacje, nie wzięliby od nich złamanego grosza. Gdyby byli bardziej bystrzy, gdyby zatrudnili dobrych prawników, pewnie nie zgodziliby się na zapisy kontraktów napisane drobną czcionką.
Który z wiernych kibiców mógł przypuszczać, iż nasi wspaniali kopacze padli ofiarą brutalnego spisku. Intrygi wielkich korporacji zawiązanym przeciwko naszym nieocenionym wirtuozom piłki nożnej. Bezduszne koncerny przybyły do piłkarzy niczym wilk przebrany w owczą skórę, nie do poznania przez zwykłego zjadacza chleba. Nieświadomi piłkarze cieszyli się z darów, jakimi obficie raczyły ich przedsiębiorstwa. Pokazywali się w mediach w towarzystwie najwspanialszych szamponów, po których łupież staje się jedynie niemiłym wspomnieniem. Towarzyszyły im golarki, telefony oraz inne tak potrzebne zwykłym ludziom gadżety. W zamian na ich konta spływały setki tysięcy EURO. Gdyby tylko wiedzieli, do czego dążą korporacje, nie wzięliby od nich złamanego grosza. Gdyby byli bardziej bystrzy, gdyby zatrudnili dobrych prawników, pewnie nie zgodziliby się na zapisy kontraktów napisane drobną czcionką.
Niestety mleko się rozlało, a oni stali na
murawie moskiewskiego stadionu i mieli łzy w oczach. Nie były to niestety łzy
wzruszenia, ani też łzy radości. Czuli się niczym klauni, których jedynym celem
jest rozbawienie publiki. O minimum dwa numery za duże obuwie utrudniało bieg,
koszulki potęgujące pocenie się, otumaniały naszych wspaniałych wojowników. Już
przed pierwszym gwizdkiem wytrawny obserwator zauważyłby, że coś jest nie tak.
Mina trenera, który w podpisanym przez niego kontrakcie zobowiązał się do
milczenia, była minorowa. On wiedział, iż jego wybrańcy będą mieli olbrzymie
problemy z przemieszczaniem się, jak i poprawnym kopnięciem piłki. Zdawał sobie
też sprawę, że zbyt obcisłe spodenki, znacznie utrudnią ruchy zawodników.
Potęgujące pot koszulki, dały już znać w szatni, z której z ulgą wyszedł na
świeże powietrze.
Patrzył z niepokojem na zawodników, którzy
mimo tak niesprzyjających warunków podjęli walkę z jedną z najlepszych ekip
Afryki. Walczyli niczym gladiatorzy wyposażeni w wadliwą broń. Trener zdawał
sobie sprawę, iż oddanie strzału na bramkę będzie ich prawdziwym zwycięstwem.
Strzelenie bramki odebrał niczym cud. Była to jednak zasługa niesłychanej
mądrości zawodników, którzy wiedząc, iż poprawne kopnięcie piłki jest niemal
niemożliwe, bramkę zdobyli głową. Było to prawdziwe zwycięstwo intelektu nad
ograniczeniami ciała.
Ten wspaniały mecz otwarcia, pechowo przegrany przez Polaków, fatalnie przyjęty przez kibiców, mimo wszystko był dobrą prognozą. W końcu to oni strzelili więcej bramek, pechowo przegrywając jednym trafieniem. Nieszczęśliwie wspaniała postawa kopaczy nie przełożyła się na stan punktów, który po meczu wciąż był zerowy. Fala krytyki pojawiająca się w mediach była porażająca. Ukrywający się od wielu miesięcy hejterzy, bez opamiętania zaatakowali nasz skarb narodowy. Czy miało to wpływ na wynik drugiego meczu? Nie! Nie miało wpływu na naszych kopaczy, którzy wraz z trenerem oraz prawnikami pośpiesznie przeglądali zapisy kontraktów. Kilka dni wolnego pozwoliło, na wynegocjowanie wydawałoby się nowych, lepszych warunków, dzięki czemu do drugiego meczu przystąpiono w dopasowanym do stopy obuwiu. Zmiany w składzie oraz ustawieniu reprezentacji były ceną za powyższe ustępstwo.
Ten wspaniały mecz otwarcia, pechowo przegrany przez Polaków, fatalnie przyjęty przez kibiców, mimo wszystko był dobrą prognozą. W końcu to oni strzelili więcej bramek, pechowo przegrywając jednym trafieniem. Nieszczęśliwie wspaniała postawa kopaczy nie przełożyła się na stan punktów, który po meczu wciąż był zerowy. Fala krytyki pojawiająca się w mediach była porażająca. Ukrywający się od wielu miesięcy hejterzy, bez opamiętania zaatakowali nasz skarb narodowy. Czy miało to wpływ na wynik drugiego meczu? Nie! Nie miało wpływu na naszych kopaczy, którzy wraz z trenerem oraz prawnikami pośpiesznie przeglądali zapisy kontraktów. Kilka dni wolnego pozwoliło, na wynegocjowanie wydawałoby się nowych, lepszych warunków, dzięki czemu do drugiego meczu przystąpiono w dopasowanym do stopy obuwiu. Zmiany w składzie oraz ustawieniu reprezentacji były ceną za powyższe ustępstwo.
Pierwsze minuty dobitnie pokazały, że
dopasowane obuwie przyśpieszyło piłkarzy. Rzucili się na przeciwnika, niczym
wygłodniały wilk na bezbronną ofiarę. Nietrwało to niestety zbyt długo.
Potęgujące pot koszulki ponownie otumaniły naszych wybrańców, a zbyt obcisłe
gatki powodowały bolesne obtarcia. Po kilkunastu minutach walki wiadomo było,
iż renegocjacja kontraktów nie dała zbyt wiele. Ba, pogorszyła już i tak
fatalną sytuację piłkarzy. Dobra postawa Kolumbijczyków skradła godność naszym
kopaczom i odebrała nadzieję kibicom, którzy niczym za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki stali się zaciekłymi przeciwnikami reprezentacji
Polski. Trolling rozlał się po całym Internecie i był obecny na każdym
znaczącym portalu. Trudno zacytować nawet te najłagodniejsze komentarze.
Internauci niczym psychole zaatakowali piłkarzy, tak dumnie prezentujących się
na kolorowych kartach dostępnych w pewnej znanej sieci supermarketów.
Nie załamało to jednak wybrańców narodu,
którzy z podniesioną głową przystąpili do kolejnego meczu. „Mecz o honor”. Tak
właśnie nazwali go złośliwi hejterzy, oczekując kompromitacji polskich gwiazd.
Na szczęście kilka dni wolnego pozwoliło na ponowne zmiany w kontraktach
piłkarzy. Wróciły korki o dwa numery za duże, w zamian piłkarze pozbyli się
nieszczęsnych koszulek oraz zbyt małych spodenek. Zawodnicy, wykazując się
niezwykłym w tej profesji sprytem, wypchali czubki butów watą, dzięki czemu
niemal idealnie wpasowywały się w stopę. Ten mecz dzięki wspólnemu wysiłkowi
trenera i zawodników miał wyglądać zupełnie inaczej. Zmiany w składzie,
wynikające z zapisów kontraktów, nie były zbyt bolesne i jak się ostatecznie
okazało, nie wpłynęły negatywnie na postawę piłkarzy.
Mecz okazał się walką dwóch równorzędnych
przeciwników wymieniających ciosy w środkowej części boiska. Największa gwiazda
Japonii, Jako Tako Kiwa był bezradny niczym ratlerek walczący z buldogiem.
Bramka strzelona przez Polaków pokazała wyższość futbolu znad Wisły, z kopaniną
uprawianą w kraju kwitnącej wiśni. Bramka ta zdecydowanie podniosła morale
Polaków, a u Japończyków pojawił się strach. Momentalnie wzmocnili formację
obronną i próbowali skonstruować atak. Nie mieli jednak łatwego zadania, gdyż
rewelacyjne ustawienie Polaków, uniemożliwiało im przedostanie się na połowę
biało czerwonych. Utrzymywali piłkę, bojąc się kolejnego ciosu. I mieli ku temu
powody, gdyż polski trener przygotował kolejnego doświadczonego zawodnika,
którego celem był ostateczny nokaut przeciwnika.
Niestety Japończycy, mimo iż nie byli w
stanie zaatakować, wciąż byli przy piłce i nie zamierzali jej oddać. Ich
bezwzględność była porażająca. Polak zwijający się z bólu na murawie nie robił
na nich wrażenia. Wciąż byli przy piłce i nie zamierzali przerwać swojej akcji,
a to nie pozwalało na interwencję lekarza. Tymczasem kontuzjowany piłkarz
pokazał prawdziwą klasę. Dokonał samouleczenia i wstał z murawy, gotowy do
dalszej walki. W tym samym momencie zszokowani Japończycy wybili piłkę na aut,
sędzia z podziwu gwizdnął w gwizdek i zakończył mecz. Wielkie zwycięstwo stało
się faktem, a stadionowi kibole oniemieli z wrażenia. Gdyby nie wcześniejsze
dwie porażki, biało czerwoni mogli w dalszym ciągu cieszyć nasze oczy
nienaganną techniką, wolą walki i pięknymi bramkami. Niestety dla nas,
mistrzostwa skończyły się przedwcześnie.
Od autora: Subiektywny opis trzech meczy:
Polska : Senegal 1:2
Polska : Kolumbia 0:3
Polska : Japonia 1:0
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz