– Proszę państwa, chciałbym rozpocząć
zebranie zarządu, ale coś tutaj paskudnie śmierdzi. Czy mogę się dowiedzieć, co
jest przyczyną?
Olbrzym z wylewającym się poza spodnie
brzuchem oraz czerwoną, okrągłą niczym piłka głową rozpoczął walne zgromadzenie
spółki z ograniczoną odpowiedzialnością „PERKOS".
Pytanie, jakie zawisło w przestrzeni, przejął nikomu nieznany Wiesiek. Wstał ze
swojego miejsca i ku zaskoczeniu pozostałych stwierdził pewnym głosem.
– To ja.
Prezes spojrzał na niego zdegustowany. Nie
kojarzył tego niskiego chudego typka, ubranego w drogi, czarny garnitur. Nie
przeszkodziło mu to w wykazaniu swojej wyższości.
– Czy mam rozumieć, iż spotkanie zarządu tak
bardzo pana zestresowało, że sfajdał się Pan w majty? – rubaszny głos prezesa
przeszył powietrze i zamienił się w niemal histeryczny chichot.
Wszyscy na sali pokładali się ze śmiechu, jedynie Wiesiek zachował powagę, by spokojnie i rzeczowo odpowiedzieć.
Wszyscy na sali pokładali się ze śmiechu, jedynie Wiesiek zachował powagę, by spokojnie i rzeczowo odpowiedzieć.
– Nie, to nie o to chodzi – stwierdził,
patrząc wprost w ledwo widoczne, małe oczka prezesa.
Jego nalana twarz budziła w nim obrzydzenie,
nie pozwalał jednak na uwidocznienie swoich uczuć.
– Czy mógłby pan jaśniej?
– Nie chciałbym państwu przynudzać, powiem
tylko, iż na podeszwie mojego buta jest psia kupa.
Osoby siedzące najbliżej Wieśka odsunęły się od niego możliwie daleko, natomiast Anka wstała i otworzyła okno. Brzydziła się wszelakim brudem, a siedzenie przy tym typie było wręcz uwłaczające. Zawsze dbająca o wygląd oraz kondycję fizyczną, nie tolerowała niechlujstwa. Dlatego też po otwarciu okna, korzystając z okazji wybrała fotel znajdujący się możliwie daleko Wieśka. Do sali konferencyjnej wpadło tak bardzo potrzebne świeże powietrze. Członkowie zarządu wraz z naczelnym z prawdziwą przyjemnością wciągali je do płuc. Po chwilowym odprężeniu prezes kontynuował rozmowę.
Osoby siedzące najbliżej Wieśka odsunęły się od niego możliwie daleko, natomiast Anka wstała i otworzyła okno. Brzydziła się wszelakim brudem, a siedzenie przy tym typie było wręcz uwłaczające. Zawsze dbająca o wygląd oraz kondycję fizyczną, nie tolerowała niechlujstwa. Dlatego też po otwarciu okna, korzystając z okazji wybrała fotel znajdujący się możliwie daleko Wieśka. Do sali konferencyjnej wpadło tak bardzo potrzebne świeże powietrze. Członkowie zarządu wraz z naczelnym z prawdziwą przyjemnością wciągali je do płuc. Po chwilowym odprężeniu prezes kontynuował rozmowę.
– Czy nie wydaje się to panu mocno
niestosowne?
Podjął dalszą rozmowę, chcąc Wieśka zmiażdżyć
i ośmieszyć. Nieraz urządzał pokazówki, z których podwładni wychodzili ledwo
żywi. Dzisiaj miał okazję zgnieść tego kurdupla, przy okazji wzbudzając strach
u innych.
– Wydaje mi się, iż nie jest to zbyt
szczęśliwe zdarzenie, ale kto z państwa nigdy nie wdepnął w psią kupę, niech
pierwszy rzuci kamieniem – odparł Wiesiek, uśmiechając się pod nosem.
– Może i wszyscy wdepnęliśmy, ale nikt z nas nie przyszedł w takim stanie na zebranie zarządu – odparował prezes, spoglądając kpiąco na Wiesia.
– Może i wszyscy wdepnęliśmy, ale nikt z nas nie przyszedł w takim stanie na zebranie zarządu – odparował prezes, spoglądając kpiąco na Wiesia.
– Widać u was nigdy nie zaszła zbieżność
czasowa pomiędzy tymi zdarzeniami, a u mnie i owszem tak jest. Czy mógłby szef
doprowadzić mojego buta do stanu, który wszystkim tutaj będzie odpowiadał?
Prezesa zatkało. Z trudnością łapał kolejne
hausty powietrza, starając się opanować emocje. Pozostali zszokowani
niecodziennym obrotem sprawy spoglądali to na Wieśka, to zaś na prezesa. Do tej
pory nigdy nie byli w podobnej sytuacji.
– To co, mogę liczyć na wyczyszczenie mojego
buta – niezrażony Wiesiek ponowił pytanie.
Po kilkunastu powolnych oddechach prezes na
tyle się uspokoił, iż był w stanie wypowiedzieć dwa słowa, które dobitnie
określały jego aktualny stan psychiczny.
– Spieprzaj stąd!
Wiesiek uśmiechnął się szeroko, przykucnął,
powoli odwiązał sznurówki, zdjął zabrudzonego buta i jeszcze raz ponowił
pytanie.
– To jak będzie, but będzie wyczyszczony?
Zebrani z obrzydzeniem spoglądali na zdjęty
but, natomiast naczelny z trudem łapiąc oddech, zdał sobie sprawę, iż sytuacja
wymknęła się spod kontroli, a on traci prestiż i szacunek. Wyciągnął telefon,
wykręcił numer ochrony i wydał polecenie.
– Proszę natychmiast przyjść do sali
konferencyjnej. Trzeba wyprowadzić z niej jednego delikwenta. – Roztrzęsionym z
emocji głosem wydał polecenie.
– Czyli mam rozumieć, iż pan chce wyprowadzić
z tej sali, nowego większościowego udziałowca spółki? – Wiesiek kpiąco spojrzał
na wielką drgającą z emocji masę, która jeszcze chwilę temu mieniła się
postrachem pracowników.
Wyprowadzony z równowagi prezes całkowicie
bezradny i zdezorientowany, poczuł ostre kłucie w klatce piersiowej. Niemal
teatralnie chwycił się za serce i przysiadł na krześle. Krwiście czerwony kolor jego twarzy w jednym
momencie wyblakł i przybrał kolor biały. Jego oddech stał się płytki i
świszczący, a usta poruszały się, nie wydając żadnego dźwięku.
– Pani Aniu, proszę wezwać pogotowie, możliwe że mamy zawał. Panie Arku proszę odwołać ochronę, raczej nie jest nam potrzebne dodatkowe zamieszanie.
– Pani Aniu, proszę wezwać pogotowie, możliwe że mamy zawał. Panie Arku proszę odwołać ochronę, raczej nie jest nam potrzebne dodatkowe zamieszanie.
Jako pierwszy w nowej sytuacji jak zwykle
odnalazł się Janek.
– To może ja wyczyszczę tego buta?
XD! Dobre... Co zrobiło Ci korpo ;-)?
OdpowiedzUsuńOsiemnaście lat pracy i było dobrze. Jednak prywatnie jestem zdecydowanym przeciwnikiem wielkich korporacji, które w zakresie zysków działają jak w dobie dzikiego kapitalizmu (zarabiają krocie i unikają podatków) natomiast w przypadku strat pojawia się idealny komunizm (państwo da pieniądze, bo jak nie to będzie kłopot). Twory te psują szeroko pojęty rynek.
OdpowiedzUsuń