czwartek, 23 lipca 2020

Rozkosz


Myśli podsuwają coraz to nowe obrazy, a ja nie umiem się przed nimi bronić. Są udręką atakującą zmysły i uniemożliwiają odpłynięcie w ramiona Morfeusza. Staję z nimi twarzą w twarz, a one igrają ze mną. Chciałbym o nich zapomnieć, zamknąć oczy i dotknąć nicości. One jednak nieustannie bombardują jaźń, zmuszając do aktywności. Falują i wciąż dręczą umęczone ciało. 

Czy jestem im wrogiem?

Bezpardonowo depczą upragniony spokój i zmuszają do działania.  Staram się wyswobodzić z ich mocy, a one wciąż napierają. Dręczą, podrzucają obrazy i obiecują, podsuwając coraz to ciekawsze możliwości. 

Czy jest coś w stanie oderwać mnie od przyśpieszającego zniewolenia?


Zatrzymuję się na chwilę i biorę głęboki wdech. Powietrze przesycone delikatnym, słodkim zapachem, obiecuje nieco więcej niż przyjemność. Zmysły budzą drzemiące pragnienia i popychają w kierunku dalszych działań. Nagle zza chmur wypływa księżyc, rozrywając mrok. Różowa poświata rozświetla pokój i zaprasza do niezapomnianych chwil.

Słodki zapach obejmuje zmysły i przywołuje ukrytego demona. Szczęście jest na wyciągnięcie ręki, należy jedynie sięgnąć po nie. Prezentuje się wspaniale, kusząc i uwodząc zmysły. Wystarczy podejść i ją rozebrać, by chwilę później poczuć rozkosz rozpływającą się po ciele. Jej słodki zapach nęci i przywołuje wspomnienia, osłabiając wolę. 

Wiem, że jest blisko, czuję jej obecność, a przyrzeczenie słodyczy nieustanne pobudza do działania. Wciąż myślę o czekającej rozkoszy, a gęsia skórka pokrywa ciało. Niewielki podmuch wiatru wprawia firankę w ruch, a ja widzę taniec delikatnej przeźroczystej tkaniny. Drżę z pożądania nie mogąc się doczekać nieuniknionego. Silna wola w panice umyka przed przyrzeczeniem szczęścia. Atmosfera w pokoju zmienia się, a na ciele pojawiają się pierwsze krople potu. 

Chciałbym zatrzymać nieuniknione, tylko czy wystarczy mi sił?

Głosy w głowie każą przestać myśleć i zaufać instynktowi, który od milionów lat kieruje życiem zwierząt. Ale ja nie jestem zwierzęciem! Buntuję się, licząc na resztki wciąż drzemiącego we mnie człowieczeństwa. Tylko czym jestem jak nie zwierzęciem? Rozkosz jest na wyciągnięcie ręki, zachęca i kusi niczym wąż z Raju. Podszeptuje, by złamać przyrzeczenie i delektować się teraźniejszością, porzucając niepewną przyszłość.

Obietnica wyciąga ku mnie ręce, a ja jak lunatyk podejmuję grę. Bezwiednie robię pierwszy krok w kierunku pewnej rozkoszy. Wyobrażam sobie słodycz, obejmującą ciało i nie mogę powstrzymać zwierzęcej natury. Jestem coraz bliżej czekającej pokusy, która wciąż jest w tym samym miejscu. Ale czy mogło być inaczej? Bezwiednie krążę wokół niej, z lubością wdychając jej słodki, zniewalający zapach. 

Jestem tak blisko, że mogę jej dotknąć. Powstrzymuję się jednak, gdyż tylko to może mnie przed nią ochronić. Jeszcze walczę z rosnącym pożądaniem. Może jestem silniejszy, niż początkowo myślałem? 

Wdycham jej zapach zafascynowany jego naturalnością i topnieję niczym lód wrzucony do wrzątku. 

Przed oczyma pojawia się obietnica raju i już nie panuję nad sobą. Nieuchronne następuje. Delikatnie ją dotykam, głaszczę opuszkami palców i nie mogę przestać. Ona zaś milczy, nie ułatwiając zadania. Delikatna, wilgotna skóra nie powstrzyma mojej zwierzęcej natury. Dotyk nie jest już tak delikatny. Staję się natarczywy, aż w końcu nie mogę się powstrzymać i wbijam w nią paznokcie. Jej milczenie onieśmiela i po raz ostatni podejmuję nierówną walkę.
Chcę się wycofać, zostawić ją i wrócić dopiero wczesnym rankiem. Podświadomie wiem, że nie jest to wykonalne, ale nadzieja umiera ostatnia. Odsuwam się, a ona nieustannie kusi, roztaczając wokół siebie słodki aromat. 

Usta stają się suche i w akcie desperacji oblizuję je, mając nadzieją na powstrzymanie pragnienia. Jest jednak inaczej, ruch języka tylko uświadamia, oczekującą przyjemność. Pragnę i wiem, że nie wygram z żądzą. Zapomniałem już, że dawno wybiła północ, ale nie obchodzi mnie to! Nie ma to już żadnego znaczenia. Liczę się tylko ja i ona. Ponownie podchodzę do stolika, na którym się znajduje i bez zbędnych słów rozbieram ją. Słodycz wybucha ze zdwojoną siłą, aromat staje się jeszcze intensywniejszy i zniewala uśpioną duszę. Drżę z pożądania i zniecierpliwiony wbijam palec wskazujący w jej dziurkę. Jestem tak blisko pełnej rozkoszy.

A przyrzeczenie? Nie jest nic warte?

W tej chwili nie! Ba nie w głowie mi przyziemne myśli. Kusiciel zaprowadził mnie do stolika, gdzie była ona, a ja mu się poddałem.

W końcu rozrywam ją całą i biorę do ust pierwszy kawałek mandarynki. Obietnica rozkoszy spełnia się, a w ustach czuję słodki smak nadający życiu odrobinę magii. Biorę drugi, który jest równie słodki i odpływam w niebyt. Chciałbym, by chwila trwała wiecznie.

Kolejny kęs utrwala poczucie rozkoszy i otwiera duszę na słodkie doznania. 

Chwilo, trwaj wiecznie!

Niestety wszystko, co dobre się kończy. Zostałem już tylko sam na sam ze skórką po mandarynce, która już nie ma nic do zaoferowania. 

Postanowienie, by po godzinie dwudziestej nic nie jeść, kolejny już raz nie zostało przeze mnie dotrzymane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz