Dzień drugi
– Marysiu musimy porozmawiać. – Ksiądz Łukasz
chwycił dziewczynę na rękę i zmusił ją do pozostania w miejscu
– Ale co ksiądz chce ode mnie? Nie chodzę już
do szkoły, a dzieci nie mam – odpowiedziała, zaskoczona zachowaniem księdza.
– Marysiu posłuchaj uważnie. Ten twój nowy
chłopak nie jest dla ciebie.
Ksiądz patrzył na Marysię, a przed oczami
wciąż miał dziewczynkę z piegami oraz pięknymi długimi blond warkoczami. Ona
wciąż była taka niewinna. Musiała go wysłuchać!
– Marysiu dziecko kochane. Posłuchaj mnie i
daj sobie spokój z Jankiem. Jest tyle innych fajnych chłopaków, ty zaś wyrosłaś
na piękną kobietę. Możesz mieć tysiące lepszych od niego. Zrób to dla siebie i
go zostaw.
Maria patrzyła swoimi pięknymi zielonymi
oczami i nie wiedziała, jak ma się zachować. Najchętniej powiedziałaby "spadaj"
i poszła dalej. Ale to był jej proboszcz. Każdej niedzieli pojawiała się wraz z
rodzicami na mszy i nie mogła po prostu go spławić. Po prostu nie mogła.
– Proszę księdza, ja nie mam czasu. Obiecałam
mamie, że zrobię zakupy. Naprawdę mi przykro. Muszę iść – skłamała i czym
prędzej uciekła.
– Marysiu przyjdź do kościoła, to
porozmawiamy. Pamiętaj dla ciebie zawsze znajdę czas – zawołał za szybko
oddalającą się dziewczyną.
Dzień trzeci
Maria stała przed lustrem i zastanawiała się,
czy wygląda wystarczająco dobrze. Miała na sobie czerwoną sukienkę
podkreślającą jej kształtne piersi i odsłaniającą zbyt wiele. Ale czy na pewno?
Wciąż wspominała namiętny pocałunek Janka i to uczucie niepewności i pożądania.
Wstydziła się swoich doznań, jednocześnie pragnęła, by na jednym pocałunku się
nie skończyło. Sukienka miała zachęcić Janka do bardziej śmiałych kroków. A ona
pierwszy raz w życiu była przygotowana na oddanie się mężczyźnie. Odsłonięte
ramiona oraz nogi miały ułatwić fizyczny kontakt między nią a chłopakiem.
Przyglądała się w lustrze i malowała usta, by sprawiały wrażenie większych, niż
są w rzeczywistości. Chciała go uwieść i miała nadzieję, że on ją pragnie.
Dzwonek wyrwał ją ze świata marzeń. Podeszła
do drzwi i otworzyła je, a w nich stał wielki bukiet czerwonych róż.
– Witam cię piękna. – Zza kwiatów wyłoniła
się głowa Janka, na której gościł łobuzerski uśmiech. – To jak, idziemy na
kawę?
Patrzył tymi swoimi czarnymi jak węgiel
oczami, niemal ją pożerając. Najchętniej zostałby z nią w domu. Wiedział
jednak, że nie może się śpieszyć.
Maria patrzyła zachwycona na chłopaka.
Wysoki, czarny szatyn, ubrany w dżinsy i adidasy prezentował się naprawdę
wspaniale. A ten jego uśmiech. Zniewoliłby dosłownie każdą. A on wybrał właśnie
ją.
– Cześć. Możemy iść – powiedziała,
powstrzymując drżenie głosu.
– A kwiaty bierzemy ze sobą? – zaśmiał się i
puścił oczko.
– Tak oczywiście. – Marysia delikatnie się
zarumieniła. – Już je biorę.
Janek klęknął przed nią, wyciągnął bukiet róż
i powiedział.
– Dla mojej królewny.
Dziewczyna zaśmiała się i wzięła róże. Chwilę
później wychodzili, trzymając się za ręce. Mimo iż w czasie spaceru zamieniła z
chłopakiem zaledwie kilka słów, czas nie dłużył się. Chciałaby wciąż trzymać
Janka za rękę i patrzyć na niego. A później dotykać. Miała nadzieję na coś
więcej. Chciała, by na kawie się nie skończyło. By przyjął jej zaproszenie do
domu. A najlepiej by wyszło naturalnie i odprowadził ją do mieszkania, nie
wychodząc już z niego. Tymczasem doszli do kawiarni i usiedli przy stoliku.
– To jakiej kawy się napijesz? – Janek
uśmiechnął się do Marysi, oczekując na odpowiedź.
– Marysiu mówiłem, byś się z nim nie
zadawała.
Zaskoczona Marysia patrzyła na księdza, nie
wiedząc co się dzieje. Skąd się wziął? Co on sobie myśli!
– To moja sprawa z kim się spotykam. Niech
ksiądz da mi spokój! – krzyknęła i wybiegła z kawiarni.
Tak pięknie zapowiadający się wieczór został
zniszczony przez tego durnego klechę. Jak on mógł?! Marysia uciekła
pozostawiając zarówno chłopaka, jak i księdza. Ten zaś podszedł do Janka i
szepnął mu coś do ucha. A on tylko zaśmiał się i odszedł.
Dzień czwarty
Maria stała przed lustrem i zastanawiała się,
czy wygląda wystarczająco dobrze. Wczorajszy dzień nie skończył się najlepiej.
Bała się, czy nie zniechęci to Janka do dalszych spotkań. Jego sms-y świadczyły
o tym, iż wciąż chce z nią być. Ale czy na pewno? Przyglądała się w lustrze i
naprawdę była zadowolona. Czarna sukienka, kupiona po pracy, wyglądała na niej
rewelacyjnie. Zawsze krytyczna względem siebie, dzisiaj była zachwycona. A
jeżeli ona jest zachwycona, to on także powinien być.
Dzwonek do drzwi wyrwał ją ze świata marzeń.
Podeszła do drzwi i otworzyła je, a w nich stał wielki bukiet czerwonych róż.
Powtórka dnia wczorajszego, który tym razem miał się zakończyć inaczej.
– Witam cię piękna. – Zza kwiatów wyłoniła
się głowa Janka, na której gościł szczery uśmiech. – To jak, nie idziemy na
kawę?
– Nie, zapraszam do siebie – zaśmiała się i
zarumieniła.
Wzięła od Janka bukiet i włożyła go do
wazonu. Dzisiaj chciała, aby to był jej pierwszy raz.
– Dziękuję za piękne kwiaty. A za nie należy
się pocałunek. – Podeszła do niego i zaczęła go namiętnie całować.
On oddawał pocałunki, a jego ręce błądziły po
jej ciele. Najpierw nieśmiało dotykał jej rąk, szyi, uszu, by chwilę później
poprzez materiał dotykać piersi. Nie miała stanika, a to oznaczało, iż naprawdę
go pragnie i nic nie będzie w stanie ich powstrzymać.
Delikatnie zsunął jej sukienkę i zaczął
pieścić jej piersi. Ona zaś zdjęła jego koszulkę i operowała przy pasku. Czas zatrzymał
się, a oni tańczyli w przestrzeni, delektując się cielesnością. Marysia płynęła
w wielości doznań, jakich nie poznała
nigdy wcześniej. Utrata dziewictwa była magią, której się nie spodziewała. Była
na nim i kołysała się rytmicznie, patrząc w jego czarne oczy. Czuła
zniewalającą moc seksu, który więził ją w rozkoszy i nie chciał uwolnić.
Unosiła się i opadała, patrząc na ukochanego. Mimowolnie podniosła wzrok na
okno i nagle wszystko się skończyło.
Za oknem stał ksiądz i patrzył na nią. Dziewczynę
zmroziło. Chwyciła pościel i zakryła się nią.
–Niech ksiądz zostawi mnie w spokoju! – krzyknęła,
wciąż patrząc w kierunku okna.
Zaskoczony Janek spojrzał w okno i również go
ujrzał. Krzyczącego księdza.
– Zostaw ją w spokoju! Zboczeniec!
– Wezwę policję! – odkrzyknął Janek i
wykręcił numer sto dwanaście.
Ksiądz szybko oddalił się, pozostawiając
dwojga kochanków. Czar dnia minął bezpowrotnie, a romantyzm pozostał
niewyraźnym wspomnieniem. Teraz czekała ich rozmowa z policją.
Dzień piąty
Maria stała przed lustrem i zauważyła zmianę
w wyglądzie. Wydawało się jej, że promieniuje czymś nieuchwytnym, dodającym
kobiecości. Podobała jej się ta przemiana. Wczorajszy dzień nie skończył się
najlepiej, ale i tak był najlepszy na świecie. Zrobiła to po raz pierwszy i
było wspaniale. Nie sprawdziły się krakania koleżanek, że pierwszy raz boli i
nie jest tak dobrze, jak być powinno. Mówiły, że trzeba to przeżyć i tyle. A
jej pierwszy raz był najwspanialszy na świecie i gdyby nie ksiądz to byłoby
cudownie. Niestety ten fanatyk chodzi za nią dzień w dzień. Pocieszało ją to,
że zgłosili sprawę na policję i mogła mieć nadzieję, że prześladowania się
skończą. Dzisiaj ponownie ubrała czerwoną sukienkę, wiedząc iż w towarzystwie
Janka długo jej nie ponosi.
Dzwonek do drzwi wyrwał ją ze świata marzeń.
Podeszła do drzwi i otworzyła je, a w nich stał wielki bukiet czerwonych róż.
Powtórka dwóch poprzednich dni.
– Witam cię piękna. – Zza kwiatów wyłoniła
się głowa Janka, na której gościł szczery uśmiech. – To jak, zabieram cię do
hotelu?
To właśnie było to, o czym marzyła. Wyrwać
się z mieszkania i kochać się z Jankiem
do utraty tchu. Tym razem podróż dłużyła się niemiłosiernie. Wydawało jej się,
że taksówkarz specjalnie jedzie wolno, a światła złośliwie zmieniały się na
czerwone. Światła i czerwień, zachowywały się, tak jakby chciały powstrzymać
czekającą ją rozkosz. Zatrzymać coś, czego zatrzymać się nie da. Trzymała dłoń
swojego chłopaka i tuliła się do niego, a chciała wiele więcej! Jej ciało
drżało i nie mogło doczekać się spełnienia.
W końcu taksówka zatrzymała się, a oni szybko
z niej wysiedli i szybkim krokiem poszli do hotelu. A tam czekał inny świat.
Ona jednak nie widziała niczego poza Jankiem. Niedostępne dla niej luksusy nie
robiły żadnego wrażenia. Skórzane meble, obecny wszędzie marmur i nieskazitelna
czystość nie obchodziły ją. Chwyciła jedynie kartę do pokoju i już byli w
windzie. Sami! Bez cholernego księdza!
Rzuciła się na Janka, a on chłonął jej
pragnienie i delektował się jej zachłannością. Gdy drzwi windy otwarły się, nie
mieli na sobie już połowy ubrań. Biegli do pokoju, by zaspokoić pierwsze
pożądanie. Kochali się jak szaleli, namiętnie i zachłannie. Nie panowała nad
sobą, a Janek przyjmował to z nieukrywaną rozkoszą. Miał w objęciach namiętną i
zachłanną kochankę, a on uwielbiał kobiety.
Marysia była w innym świecie. Świecie magii i
doznań cielesnych, które poznała tak późno. Zbyt późno. Dzisiaj nadganiała
zaległości, tak jakby świat miał się dla niej zakończyć jeszcze dzisiaj.
Kochała jak szalona i tak była zaspakajana. Bezustannie słyszała, jak jest piękna,
seksowna i kochana. Chłonęła słowa jak afrodyzjak i chciała jeszcze więcej.
I tak magia trwała cały dzień i noc. Nic nie
zakłóciło szczęścia Marysi.
Dzień szósty
Wschód słońca uczciła orgazmem wyrywającym ją
ze świata materialnego. Słońce płonęło, a ona wraz z nim. Zmęczenie zmieniało
jej postrzeganie świata. Czuła się jak szaman zanurzony w mistycznym kulcie
ciała. Było cudownie.
A później zmęczona leżała na łóżku przytulona
do swojego mężczyzny. Niech trwa chwila! Niestety Janek wyswobodził się z jej
ramion i wstał.
– Kochanie, na chwilę muszę wyjść. Szykuj się
na małą niespodziankę.
Pocałował ją na pożegnanie, które przedłużyło
się o godzinę i wymagało ponownego ubrania się. W końcu wyszedł z pokoju i udał
się do sklepu z akcesoriami seksualnymi. Potrzebne były mu kajdanki, a tam z
pewnością je dostanie. I tak też było. Wyszedł ze sklepu i czym prędzej udał
się do hotelu. W restauracji zamówił szampana wraz z dwoma kieliszkami i udał
się do Marysi.
Już był na swoim piętrze, gdy nagle usłyszał
głos księga.
– Poczekaj Janie. Musimy porozmawiać.
– Tego się po księdzu nie spodziewałem.
Śledzisz nas? – Udając oburzenie, podniósł głos i wpatrywał się w księdza. –
Niech ksiądz chwilę poczeka, pokażę zdjęcia. – Położył szampana wraz z
kieliszkami na podłodze i sięgnął do kieszeni.
– Ty podła świnio. – Ksiądz nie umiał
powstrzymać emocji. – Zostaw ją.
– Bo jak nie, to co? – Zrobił dwa kroki do
przodu. – Co się stanie?
– Czy ty nie boisz się Boga? Zostaw ją,
proszę! – krzyknął ksiądz.
Marysia słysząc podniesione głosy, wyjrzała z
pokoju i zobaczyła ukochanego kłócącego się z księdzem. W tym czasie Janek
udając strach, cofnął się o dwa kroki, a ksiądz ruszył, wyciągając ręce przed
siebie.
I stało się. Janek nieszczęśliwie potknął się
o butelkę, utracił kontrolę nad ciałem i poleciał do tyłu, uderzając głową o
marmurową barierkę. To był jego ostatni kontakt z luksusem. Czaszka uderzając w
kamienną barierę, roztrzaskała się, a z głowy trysnęła krew.
– Nie! – Z ust Marysi wypłynął
niekontrolowany krzyk.
Podbiegła do Janka i zaczęła go tulić.
Patrzyła w jego oczy, które były równie martwe, jak otaczający go zewsząd
marmur.
– Morderca. Zboczeniec! – krzyczała i
płakała.
– Ja chciałem ci tylko pomóc. Marysiu,
chciałem pomóc. – Oszołomiony ksiądz bronił się przed atakiem. – Ja chciałem
pomóc – powiedział cichutko.
– Zabiłeś mojego ukochanego! Widziałam, jak
go pchnęłaś! Zabiłeś moje życie! – krzyczała i łkała.
– Ja chciałem tylko pomóc – wyszeptał ksiądz.
– Nie zabiłem go.
– Zabiłeś, zabiłeś!
Krótka namiętna miłość zakończyła się zbyt
szybko. Życie Marysi zostało zmienione raz na zawsze. A mogło być zupełnie
inaczej.
Dzień pierwszy
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. –
zaczął standardową formułę Janek. – Zgrzeszyłem myślą, mową uczynkiem. Bardzo
zgrzeszyłem.
– Mów chłopcze – odpowiedział ksiądz, znużony
codzienną monotonią.
– Synu z żądzą można walczyć. Na wszystko
przyjdzie czas – odpowiedział, dziwiąc się iż z takimi sprawami przychodzi do
niego młody chłopak. Nie znał go i to było jeszcze bardziej zaskakujące.
– Dzisiaj ją pierwszy raz pocałowałem, proszę
księdza. Jutro zaś zaproszę na kawę.
– To nie jest nic złego synu. Dobrze że ci
się podoba i że zachowujesz się jak dżentelmen.
– Trzeciego dnia przyjmę jej zaproszenie do
mieszkania i zaczniemy się dotykać. Ale jeszcze tego nie zrobimy.
– Synu nie trzeba się tak śpieszyć. Odpuść
sobie. – Ksiądz myślał, iż ma przed sobą zwykłego nastolatka i zdoła go przekonać
do swoich racji. – Bóg na nas patrzy.
Janek puścił słowa mimo uszu i kontynuował.
– Czwartego dnia nie skończy się na
pieszczotach. Marysia straci dziewictwo, a ja będę ją tulił do siebie, by
poczuła, że ją kocham.
– Synu zastanów się...
– Niech ksiądz nie przerywa. Przyszedłem
wyznać moje grzechy i po to tu jestem. Już kiedyś zabiłem dziewczynę.
– Ale ...
– Mówiłem, nie przerywaj. – Barwa głosu
chłopaka zmieniła się nie do poznania. Była zimna jak stal.
– Przyszedł czas na
nią. Będą ją tulił do siebie, by poczuła miłość do mordercy. Tego dnia nie
będziemy się już kochać.
Janek wpatrywał się w bladą twarz księdza
wyglądającą zza krat. To było wspaniałe, jak mógł mówić o swoich myślach i
czynach bez żadnych konsekwencji. To było jak balansowanie na linie.
– Piątego dnia będziemy się kochać do utraty
tchu. Będziemy budzić się tylko po to, by znowu się kochać. Szóstego dnia
zaczniemy tak samo. Później zaś dla zabawy zawiążę jej wstążkę na oczy, by
chwilę później przykuć jej ręce do łóżka. Następnie odsłonię jej oczy i ostatni
raz będę ją pieprzyć. A później zarżnę ją. Jak świnię zarżnę – cicho się
zaśmiał. – A ksiądz będzie miał ją na sumieniu. Będziemy wspólnikami.
Mimo, iż chłopak poszedł ksiądz wciąż słyszał
jego ostatnie słowa. I ten śmiech wypełniający kościół.
bardzo podobają mi się twoje opowiadania :)
OdpowiedzUsuń