Drodzy Czytelnicy, miło mi Was gościć w moich skromnych progach. Znajdziecie tu zarówno bajki, jak i opowiadania adresowane do starszych czytelników. Zamieszczam także teksty publicystyczne, jak i postaram się wam przybliżyć ciekawe doświadczenia, które co nieco mówią o nas samych.
Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania.
– Drogi synku. Już dwa razy wyruszałeś do miasta i wracasz z niczym.
Wczoraj z ojcem jedliśmy groch i ziemniaki, a to nie jest normalne. – Matka z
wyrzutem popatrzyła na syna. – Brzuchy mamy spuchnięte z głodu, sił nam ubyło.
Wilk musi zjeść mięso! – krzyknęła, zapominając o dobrym wychowaniu. Wzięła
głębszy oddech i kontynuowała. – Masz kupić dwie średnio tłuste świnki,
kilkanaście kurczaków, dwie gęsi oraz pięć kaczek. Bez zakupów nie wracaj do
domu.
Spłoszony Mordek patrzył na matkę i nie mógł zrozumieć, dlaczego na niego
krzyczy. Przecież starał się i to nie była jego wina, że nie dotarł do sklepu.
Postawy ojca zupełnie nie mógł zrozumieć. Jak mu opowiedział przygodę z Jasiem
i Małgosią, to on opieprzył go za to, iż nie przywiózł grubego Jasia, który z
pewnością doskonale nadawałby się na obiad lub też późną kolację.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – krzyknęła wilczyca.
– Tak mamuś, już jadę do miasta.
– Tylko nie pakuj się w kłopoty. Przecież nie zostaniemy wegetarianami.
– Tak mamuś – odpowiedział i czym prędzej czmychnął.
Wsiadł do samochodu i nie czuł już tej ekscytacji. Już nie cieszył się na
samodzielną jazdę. Odpalił silnik i
ruszył do miasta. Po drodze mijałdziewczynki ubrane w kolorowe kapturki, machające do niego swoimi małymi
rączkami. Dojrzał kłusownika Wiktora strzelającego do dzików, widział także
zajączki próbujące złapać stopa. Dzisiaj jechał niewzruszony i nic nie było go
wstanie zatrzymać. W końcu dojechał do miasta i zatrzymał się na parkingu przed
sklepem mięsnym. Wysiadł z samochodu i zrobił głęboki wdech. Przecudny zapach
świeżego mięsa dobiegł do jego nozdrzy i aż zaniemówił z wrażenia.
Szedł jak lunatyk w kierunku "Prosiaczka", kuszącego witryną,
zza której wyglądały kawały mięsa. Na hakach wisiały świnie, indyki, kaczki,
zwoje kiełbas wszelakiego rodzaju. Im bliżej był, tym zapach stał się bardziej
intensywny, a w nim budził się instynkt dzikiego zwierza. Bezwiednie znalazł
się przed drzwiami i nacisnął klamkę. Drzwi ani drgnęły. Nacisnął mocniej.
Bezskutecznie. Szarpnął. I nic!
– Co za cholera! – krzyknął drżąc z emocji.
– Oddychaj, oddychaj. Uspokój się – mamrotał pod nosem, aż w końcu się opanował.
Nieco uspokojony zerknął na drzwi na których widniał komunikat:
"Popołudniowa przerwa od godziny 12.00 do godziny 13.00". Spóźnił się
pięć minut, a to oznaczało godzinę czekania. W brzuchu intensywnie pracowały
soki trawienne, wydobywało się niepokojące burczenie, a on musiał czekać
godzinę! Bezradnie rozejrzał się i dostrzegł na pięknym zielonym budynku
znajdującym się naprzeciw sklepu mięsnego, szyld: "Sklep
wegetariański".
– Durny sklep – bąknął pod nosem i już odrywał wzrok od szyldu, już
chciał iść dalej w poszukiwaniu czegoś normalnego, gdy jego uwagę przykuł
sprzedawca, zajączek. Jak na swój gatunek był wyjątkowo dorodny i tłuściutki, w
sam raz na zaspokojenie głodu.
Zachłannie patrzył na sprzedawcę, a instynkt podszeptywał mu do ucha:
"smakowity kąsek, pycha". Mordek niczym lunatyk zbliżał się do sklepu,
wpatrzony w zajączka. W końcu dotarł do drzwi i nacisnął klamkę. Drzwi
otworzyły się, a on po raz pierwszy w życiu znalazł się w sklepie dla
wegetarian. Do nozdrzy dochodził zapach, przypominający gotującą się zupę.
Wszędzie wokół półki uginały się od niepotrzebnych rzeczy. Na jednej stała
kapusta, na drugiej dynie, jeszcze gdzie indziej były marchewki, pory, pomidory
i groszek. Tyle miejsca, a tak źle wykorzystane.
Nie to jednak zaprzątało jego myśli. W sklepie nie był jeden sprzedawca,
a trzech. A to zdecydowanie mogło zaspokoić jego wilczy głód. Nonszalancko
podszedł do lady, a zajączki niepewnie uśmiechały się do niego. On zaś będąc
osobą kulturalną, zrobił to, czego uczyli go rodzice.
– Dzień dobry – grzecznie powiedział i mimowolnie oblizał się.
– Dzień dobry – odpowiedział najbardziej tłusty okaz. – Pójdę na
zaplecze, a szanownego pana obsłuży kolega.
Zajączek umknął, pozostawiając swoich przyjaciół. On wiedział, iż jest
najbardziej łakomym kąskiem i szybkie czmychnięcie, było najlepszym
rozwiązaniem. Mordkowi niezbyt podobało się tchórzostwo sprzedawcy, jednak
wciąż pozostało troszkę jedzenia. Już chciał chwycić bardziej dorodnego zająca,
gdy ten najbardziej chudy zagadnął.
– Szanowny pan życzy sobie marchewki? Przepyszna, dzisiaj zerwana.
Całkowicie ekologiczna.
Mordek rozdziawił paszczę i zaskoczony patrzył na sprzedawcę. Czy on jest
ślepy i nie widzi, że jest wilkiem?
– A czy ja wyglądam na jarosza? – warknął gniewnie, otworzył paszczę i
zaczął zbliżać się do zajączków.
Średnio tłustyzając poszedł w
ślady tłuścioszka i uciekł na zaplecze, pozostawiając chudzielca. Ten zaś nie
przejmując się sytuacją, zagadnął.
– Skoro szanowny pan wszedł do naszego sklepu, to pewnie po warzywa lub
owoce. Może pomidorki pan kupi? W promocji są.
Wilk patrzył na chudzielca i z niechęcią przyznał, że marny z niego kąsek.
Dużo kości i futra, a mięsa wcale. Nie chciał jednak stracić okazji i
postanowił wywabić pozostałych sprzedawców.
– Nie, no, oczywiście – zaśmiał się sztucznie. – Potrzebuję dużo kapusty,
dyń i ziemniaków. Może panowie pomogą wnieść?
Chytry plan Mordka zakładał brak planu zajączków. Sytuacja jednak miała
się zgoła inaczej. Dwa pozostałe zające nie zostawiły trzeciego na pastwę
wilka, a pobiegły szukać sprzedawcy ze sklepu mięsnego. Skutkiem czego wilczek
usłyszał skrzypienie drzwi, a gdy się odwrócił, zobaczył za sobą potężnego
niedźwiedzia.
Surowa mina misia oraz jego gabaryty, nie zostawiły Mordkowi żadnego
wyboru.
– To poproszę pięć główek kapusty, worek ziemniaków i dynię – powiedział
drżącym głosem.
– Klient nasz pan – zaśmiał się chudzielec i dodał. – Pomóc wnieść?
Tak, oczywiście – bąknął wilczek i zapłacił za niechciany towar.
Zajączki pomogły wilkowi zanieść kapustę, worek ziemniaków Mordek tachał
sam, a dynię wspaniałomyślnie niósł niedźwiedź. Gdyby ten dzień miał się w ten
sposób zakończyć, byłby najgorszy w życiu Mordka. Na szczęście niedźwiedź znał swoich
klientów i wiedział, że ten nieopierzony wilk, jeszcze dużo musi się nauczyć.
Dlatego też, widząc jak Mordek wsiada do auta i chce odjeżdżać, zatrzymał go
trzema słowami .
– Zapraszam do mnie.
Mordek opanował szalejące w nim emocje, wysiadł z samochodu i podążył za
niedźwiedziem. Upragniona godzina, zwiastująca otwarcie sklepu mięsnego, wybiła na ratuszowym zegarze. Niedźwiedź
otworzył sklep, przodem wpuszczając Mordka. Do nozdrzy wilczka dotarł smakowity
zapach mięsiwa, przypominający o głodzie męczącym całą jego rodzinę. Już chciał
wyrecytować listę zakupów, gdy nieoczekiwanie wyręczył go sprzedawca.
– To dla pana pewnie dwie średnio tłuste świnki, kilkanaście kurczaków,
dwie gęsi oraz pięć kaczek.
– Tak, właśnie tak.– Wilczek
ucieszył się i był wdzięczny sprzedawcy, że ten pomógł mu w potrzebie. Wyjął
resztępieniędzy i zapłacił.
Do domu wracał z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony kupił mięso, z
drugiej zaś, jak wytłumaczy rodzicom zakup kapusty, ziemniaków i tej
nieszczęsnej dyni. Bycie dorosłym okazało się trudniejsze niż myślał, instynkt
silniejszy niż on sam i gdyby nie pomoc niedźwiedzia, dokonałby okrutnej zbrodni
na trzech niewinnych zajączkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz