(...) W końcu go ujrzałem i pierwsze co przykuło
mą uwagę to jego oczy. Były niczym otchłań czekająca na kolejną ofiarę.
Widziałem w nich jedynie pragnienie śmierci i trudną do opisania desperację. A
może było to jedynie zagubienie? Jego twarz była niczym maska, równie martwa,
jak manekiny w sklepach. Jednak on wciąż żył! Z trudem oderwałem wzrok od jego
nieruchomych oczów i chwilę później przyglądałem się nadgarstkom pokrytym
nierównymi bliznami. Nie było tam gładkiej skóry, lecz ledwo zabliźnione rany
po wielokrotnym ich cięciu. Miałem przed sobą niedoszłego samobójcę, którego
jedynym celem, była ponowna próba skończenia ze sobą. Nie każdy jest w stanie
przejść przez życie bez dramatycznych zdarzeń. On z pewnością miał za sobą
wiele złych chwil, które ostatecznie pchnęły go w objęcia śmierci. A może
chciał tylko zwrócić uwagę na siebie? Może był to krzyk rozpaczy, a może tliła
się w nim iskierka pragnąca żyć? Stan nadgarstków sugerował, iż miał za sobą
więcej niż jedną próbę i tyleż samo akcji ratowniczych. Zmarnowane pieniądze
podatników... Ten człowiek miał prawo wybrać i mógł bez niczyjej ingerencji
odejść z tego świata. Kto dał innym prawo do ratowania jego zmaltretowanego i
zmęczonego ciała?
Patrzyłem na jego zaciskające się dłonie, na
pełne blizn palce oraz na kroplę krwi spływającą z jego zbyt mocno zaciśniętych
pięści. W końcu nieśpiesznie podniósł do góry ręce niczym bokser przed walką.
Spojrzał na mnie czarnymi jak węgiel oczami, w których widziałem jedynie obłęd
i desperację. To były oczy szaleńca, tuż przed kolejnym wybuchem. Ten wyraz
twarzy, ta desperacja i zapomnienie kim naprawdę jest. Przez me ciało przeszły
ciarki, a w środku usłyszałem bezradny skowyt mej duszy. Ona wiedziała to, co
podświadomie przeczuwałem.
Ostatecznie oddał pierwszy cios, a ja
poczułem ostry ból ręki. On jednak nie przestawał i wciąż walił w lustro, a z
moich rąk spływały stróżki krwi. Gdy na ścianie nie było nawet skrawka lustra,
usiadłem i tępo wpatrywałem się w poranione dłonie. Wokół mnie leżało tysiące
kawałków szkła. Ile bym dał, by chociaż jeden z nich wbił się w me serce, bym
stał się niczym Kail z Królowej Śniegu.
Niestety wciąż czułem rozdzierającą rozpacz, opanowującą duszę. Czy to się
nigdy nie skończy? Mimowolnie sięgnąłem po jeden z kawałków szkła i powoli
rozciąłem nadgarstek. Pojawiła się nowa, idealnie prosta, czerwona kreska, z
której wolno spływała krew. Niestety nie przyniosło to ulgi, a wręcz
spotęgowało rozpacz. Mocniej zacisnąłem palce na kawałku lustra i zacząłem je wbijać
w ciało. Sięgnąłem po następne i zrobiłem to samo. Nie miałem już tak pięknej
kreski, jak za pierwszym razem. Skóra była mocno poszarpana, a krew lała się
pełnym strumieniem. Ten kawałek szkła także wbiłem w rękę i sięgnąłem po
następny. Tym razem po raz pierwszy zacząłem okaleczać twarz, jednak i to nie
przynosiło ulgi, a wypływające wartkim strumieniem życie, nie przynosiło
ukojenia. Miałem coraz mniej sił i nie byłem już w stanie sięgnąć do twarzy.
Stałem się nieporadny niczym niemowlak, niczym
zepsuta zabawka. Drżącymi rękami trzymałem kawałeczek lustra i z wysiłkiem
wbijałem je w brzuch. O ile lepszy jest ból fizyczny, od tego wewnątrz mnie,
palącego niczym ogień. Nie miałem siły na dalszą destrukcję, nie mogłem też
pozwolić sobie nawet na odrobinę słabości. Poprzednim razem poddałem się zbyt
szybko, co ułatwiło odratowanie mnie. Teraz zaś konsekwentnie się raniłem, mimo
towarzyszących mi omdleń.
Nareszcie udało się, a ja odchodziłem w tak
upragniony niebyt. Niestety rozpacz będąca moim stałym towarzyszem, wciąż rosła
w siłę. Gdzieś z oddali usłyszałem rozdzierający krzyk, który umilkł równie
szybko, jak się i pojawił. Mama? Moje myśli rwały się, nie pozwalając na
znalezienie jakiegokolwiek punku oparcia.
Byłem całkiem sam, otoczony przez złowrogi, spowijający mnie mrok. Musiałem od
tego uciec! Wstałem więc i z trudem szedłem naprzód, żywiąc nadzieję, iż tylko
w ten sposób uwolnię się od zła, od trawiącego mnie bólu. Każdy kolejny krok
potęgował ból i uświadamiał, co tak naprawdę zrobiłem. Zniszczyłem
najcenniejszą rzecz, jaką miałem i nie było od tego odwrotu. Stałem się jak
inni zbrodniarze, którymi tak pogardzałem. Dokonałem morderstwa, przynoszącego
ból rodzinie, znajomym, za co miałem dostać odpłatę stokroć gorszą.
Wokół czaiły się postacie, których oczy nie
umiały dostrzec. Wyczuwałem zło osaczające mnie ze wszystkich stron. Słyszałem
przeraźliwy chichot, a może mi się tak tylko wydawało? Przyśpieszyłem kroku i
parłem naprzód, podświadomie wyczuwając szansę na uwolnienie się od cierpienia.
Tam musiał ktoś na mnie czekać! Nie mogłem przecież zostać sam w tym
przerażającym miejscu! Im dalej szedłem, tym zło stawało się bliższe, niemal
mnie dotykało, chichocząc z uciechy. Mrok stawał się coraz to gęstszy,
utrudniając ucieczkę. Do moich uszu dochodziło tysiące radosnych głosików: „jesteś nasz, nasz, nasz...". Nie poddawałem się, wciąż żywiąc
nadzieję na ucieczkę z tego koszmarnego miejsca. Z trudem torowałem drogę,
walcząc już nie tylko o życie, które sobie odebrałem, ale o coś znacznie
ważniejszego, o duszę! Rozpacz, żal i desperacja, to były jedyne uczucia, jakie
mi towarzyszyły. Jakże dobrym i pożądanym pokarmem były moje odczucia dla
otaczającego mnie zła. Już byłem bliski poddania się, już chciałem zakończyć
walkę, gdy poczułem, że mrok ustępuje, szare postacie cofają się. Czy one się czegoś bały? Przyśpieszyłem
kroku, wyczuwając szansę na uwolnienie się od koszmaru.
W końcu go ujrzałem i pierwsze co przykuło mą
uwagę to jego oczy. Były niczym otchłań czekająca na kolejną ofiarę. Widziałem
w nich jedynie pragnienie śmierci i trudną do opisania desperację. A może było
to jedynie zagubienie? Jego twarz była niczym maska, równie martwa, jak
manekiny w sklepach. Jednak on wciąż żył!. (...)
Drodzy Czytelnicy, miło mi Was gościć w moich skromnych progach. Znajdziecie tu zarówno bajki, jak i opowiadania adresowane do starszych czytelników. Zamieszczam także teksty publicystyczne, jak i postaram się wam przybliżyć ciekawe doświadczenia, które co nieco mówią o nas samych. Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz