sobota, 13 marca 2021

Siła słów

Patrycja siedziała na brzegu wanny, a z jej policzek spływały łzy. Wciąż nie mogła uwierzyć w najcudowniejszy widok, jaki kiedykolwiek pojawił się przed jej oczami. Patrzyła na test ciążowy z dwoma wyraźnymi kreskami. Tyle lat starań, wyrzeczeń, modlitw i w końcu się udało. Wciąż nie dowierzała, przecież test mógł dać błędny wynik. Zrobiła drugi i ponownie pojawiły się dwie kreski, trzeci potwierdził jej szczęście.
– Kochanie, wyjdziesz w końcu z łazienki.
To jej zniecierpliwiony małżonek, ukochany Adam, próbował dostać się do toalety.
A ona nie mogła wykrztusić nawet słowa. Ileż to chwil spędziła na obserwowaniu bawiących się dzieci. Siadała na ławce i zachłannie patrzyła na niedoceniane, biegające szczęścia. Łowiła szczere uśmiechy i delektowała się nimi. To one pozwalały przetrwać kolejne próby i wciąż wierzyć.
– Kochanie jesteś tam? – Ponownie doszedł do niej głos męża.
– Już, zaraz wyjdę – odpowiedziała drżącym głosem.
Teraz i ona będzie z dumą prezentowała brzuszek ciążowy, ubierała się w ogrodniczki i uśmiechała się promiennie do wszystkich wokół.
– Stało się coś? – spytał się Adam, wyczuwając zdenerwowanie małżonki.
Nie usłyszał odpowiedzi, a jedynie dźwięk otwieranego zamka. Drzwi się otworzyły, a w nich pojawiła się Patrycja. Wyglądała inaczej. Roztaczał się wokół niej bliżej nieokreślony blask, otaczający ją niczym kokon. I ten wyraz twarzy, jakiego nigdy u niej nie widział. Ślady łez przedzierały się przez cudownie zaróżowione policzki i wypełniały dziureczki, powstałe przy szerokim uśmiechu. I ta radość z niej wypływająca. Drżącą rękę wyciągnęła do Adama i wręczyła mu test ciążowy. 
– Czy to oznacza? – głos męża zadrżał. – Czy to oznacza, że będziemy mieli dziecko?
Patrycja  rzuciła się w ramiona ukochanego. Teraz i z nim mogła dzielić się szczęściem. Już nie odgradzały jej drzwi i niepewność.
– Ale czy to pewne? – spytał i czekał w napięciu na odpowiedź.
Ona zaś wręczyła mu druki test i trzeci także, a tam wszędzie były cudowne, dwie grube kreski.
– Tak, będziemy mieli dziecko! – krzyknęła szczęśliwa, a z oczu ponownie tego dnia popłynęły łzy.
– Nasze maleństwo – wyszeptał.
Również i on nie umiał ukryć wzruszenia. Ileż to lat starali się zostać rodzicami, by w końcu in vitro pozwoliło im na spełnienie marzeń. Ostatnia deska ratunku okazała się wymodlonym wybawieniem.
– Noszę w sobie nowe życie. Nasze dziecko.
– W stu procentach nasze.
Adam zaśmiał się i porwał Patrycję do tańca. Tańczyli w trójkę, a może i było ich jeszcze więcej. Tego dopiero mieli się dowiedzieć po USG. Na razie upajali się szczęściem, świadomi powołania nowego życia, które nie będzie nimi, ale będzie ich cząstką.
Codziennie głaskała płaski jeszcze brzuch i  szeptała do dziecka. Pokochała je i nie wyobrażała sobie, że mogłaby je stracić. Wszelkie myśli o poronieniu odpychała od siebie, a pozytywne myśli przekazywała istocie w jej ciele, która z dnia na dzień była coraz to większa.

*****

– Płód jest prawdopodobnie uszkodzony. – Lekarz mówił, a ona słyszała go jak zza mgły.
– Moje dziecko jest chore? – Radość ustąpiła zwątpieniu, a dopiero co obudzona nadzieja odchodziła w szarość dnia.
 

– Zespół Downa. Na pewno wie pani, co to oznacza.
– Ale to jest moje dziecko. Moje – wyszeptała.
– To jest tylko płód, może uda się następnym razem. Przecież nie chce pani przez całe życie cierpieć przez jedną nierozsądną decyzję.
Słowa lekarza boleśnie wbijały się w duszę kobiety.
– To tylko płód – powtórzył lekarz.
Upragnione dziecko nie było tym wymarzonym. To nie było dziecko, tylko zlepek komórek.
– To jest tylko płód – wyszeptała, a z oczu popłynęły łzy. – To tylko płód – powtórzyła i zapadła się w sobie.
– Proszę pani, doradzałbym aborcję i to jak najszybciej. Rozumie pani?
– To jest tylko płód, zlepek komórek, to nie jest dziecko. To tylko płód – szeptała, a z oczu wypływały łzy.
Bezradna siedziała na krześle i wpatrywała się w ginekologa. Była tak samo bezbronna jak dziecko znajdujące się w jej łonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz