niedziela, 20 marca 2016

Ucieczka

Butelka w dalszym ciągu leżała na środku pokoju, jednak nikt nie zwracał na nią uwagi. Jedynie stara gruba mucha czasami podlatywała do niej, by sprawdzić, czy dywan pod nią za bardzo się nie wgniótł. Alojz leży na kanapie udając martwego. Ma oczy szeroko otwarte, wpatrzone w jeden punkt. Nawet nimi nie mrugnie. Jednak w jego głowie, tli się iście szatański pomysł. Tylko czy uda mu się go zrealizować? Obolałe nogi przypominają mu o ostatniej libacji. Nie pamięta wszystkiego. Jadnak stan po imprezie zaniepokoił go. Przede wszystkim brakowało mu lewego ucha oraz z czym pogodziłby się bez problemu, ktoś obciął mu także mały paluszek u nogi. Postanowił poznać prawdę.

W tym celu nie zwlekając zbyt długo, ubrał zielone skarpetki, różowe majtki, pomarańczowy podkoszulek, białe buty i tegoż koloru spodnie, nałożył na głowę czapeczkę z daszkiem i udał się do hipnotyzera. Niestety znalazł go leżącego we krwi. Był martwy! Niewiele myśląc, wszedł do sąsiedniego pokoju, by spytać się jasnowidza, czy może go oświecić. Jednak i jasnowidz nie żył. To wzbudziło w Alojzie niepokój. Czy ktoś śledzi jego myśli, czy ktoś nie chce, by poznał prawdę? Mimo wszystko nie poddawał się. Ile sił w nogach, pognał do swojego mieszkania, by jak najszybciej założyć na głowę maskę gazową, która być może uchroni go od osobnika czyhającego na jego myśli. 

Tym razem udało się. Zadowolony z siebie stanął przed lustrem, by upewnić się, czy rzeczywiście na głowie ma założoną maskę gazową. Była. Z jego gardła wydobyło się westchnienie ulgi. Powoli obrócił się na pięcie i poszedł w kierunku wyjścia. Jednak coś kazało mu przystanąć. W pokoju coś się zmieniło. Zaczął szukać. Lekko urwana zasłona wciąż wisiała, zasłaniając kawałek wybitego okna. Kanapka leżąca na parapecie była jedynie bardziej zaschnięta. Na stole leżała gazeta, wciąż ta sama. Cóż u diabla się zmieniło. Zamarł. Na podłodze nie było butelki. Został po niej ślad w postaci lekko wgniecionego dywanu, w miejscu gdzie ona leżała.

W jego głowie w mgnieniu oka przeleciały dwie myśli. Jedna do przyjęcia, druga zaś była na tyle przerażająca, iż nie chciał jej nawet wypowiedzieć. Jednak to ona właśnie była bardziej prawdopodobna. Powoli i on dopuszczał do siebie okropną prawdę. Przecież to raczej niemożliwe, by zbieracz butelek wszedł do jego mieszkania i wziął butelkę. Tym bardziej, że mieszkanie było zamknięte na starą poniemiecka kłódkę. To, co sobie uzmysłowił, sprawiło mu nieopisany ból. Znowu go znaleźli. I maska gazowa, chroniąca go przed nimi, stała się bezużyteczna. Znaleźli sposób na zneutralizowanie jej działania. Czy to miał być ich gorzki żart, czy też otwarty atak, tego jeszcze nie wiedział? Z rozmachem otwarł lodówkę. Tym razem się tego spodziewał.

Usiadł na krześle i rozmyślał. Czy ma siłę się bronić? Uciekać przed nimi. Spojrzał jeszcze raz na lodówkę. Była po brzegi wypchana salami. A przecież on tak nie lubił tej cholernej oślej kiełbasy. Myślami wrócił do wczesnego dzieciństwa. Leżał wtedy w kołysce i miał co najwyżej dwa miesiące, gdy niespodziewanie nad nim pochylił się jego ojciec i dał mu do buzi salami. Ledwo poczuł ten smak, zwymiotował. Dalej już nic nie pamiętał. Jednak te, traumatyczne wspomnienie z dzieciństwa  wróciło do niego ze zdwojoną siłą. A tak bardzo chciał zapomnieć i do dzisiaj tak było. A teraz siedzi na krześle i patrzy na lodówkę wypełnioną oślą kiełbasą. 

Zwymiotował.

Powoli wstał z krzesła, zrzucił bezużyteczną już maskę gazową i przekrwionymi oczami spojrzał  na swoje odbicie w lustrze. Z szafy wyciągnął kanister pełen benzyny, rozlał ją po pokoju. Zapalił zapałkę i rzucił na podłogę. Czekał, aż płomień opanuje cały pokój. Dopiero wtedy miał szansę uciec. Niknąc w oparach dymu, wyciągnął spod stolika ciało swojego dawnego kolegi, nałożył na jego szyję swój amulet. Sam zaś otworzył ukryte przejście w ścianie obok lodówki i wszedł do niego przez nikogo niezauważony. Może teraz stanie się zupełnie wolnym człowiekiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz