Butelka w dalszym ciągu leżała na środku pokoju, jednak nikt nie zwracał
na nią uwagi. Jedynie stara gruba mucha czasami podlatywała do niej, by
sprawdzić, czy dywan pod nią za bardzo się nie wgniótł. Alojz leży
na kanapie udając martwego. Ma oczy szeroko otwarte, wpatrzone w jeden
punkt. Nawet nimi nie mrugnie. Jednak w jego głowie, tli się iście
szatański pomysł. Tylko czy uda mu się go zrealizować? Obolałe nogi
przypominają mu o ostatniej libacji. Nie pamięta wszystkiego. Jadnak
stan po imprezie zaniepokoił go. Przede wszystkim brakowało mu lewego
ucha oraz z czym pogodziłby się bez problemu, ktoś obciął mu także mały
paluszek u nogi. Postanowił poznać prawdę.
W tym celu nie zwlekając zbyt
długo, ubrał zielone skarpetki, różowe majtki, pomarańczowy
podkoszulek, białe buty i tegoż koloru spodnie, nałożył na głowę
czapeczkę z daszkiem i udał się do hipnotyzera. Niestety znalazł go leżącego we krwi. Był martwy! Niewiele myśląc, wszedł do sąsiedniego pokoju, by spytać się jasnowidza, czy
może go oświecić. Jednak i jasnowidz nie żył. To wzbudziło w Alojzie
niepokój. Czy ktoś śledzi jego myśli, czy ktoś nie chce, by
poznał prawdę? Mimo wszystko nie poddawał się.
Ile sił w nogach, pognał do swojego mieszkania, by jak najszybciej założyć na
głowę maskę gazową, która być może uchroni go od osobnika
czyhającego na jego myśli.
Tym razem udało się.
Zadowolony z siebie stanął przed lustrem, by upewnić się, czy
rzeczywiście na głowie ma założoną maskę gazową. Była. Z jego gardła
wydobyło się westchnienie ulgi. Powoli obrócił się na pięcie i poszedł w
kierunku wyjścia. Jednak coś kazało mu przystanąć. W pokoju coś się
zmieniło. Zaczął szukać. Lekko urwana zasłona wciąż wisiała, zasłaniając
kawałek wybitego okna. Kanapka leżąca na parapecie była jedynie
bardziej zaschnięta. Na stole leżała gazeta, wciąż ta sama. Cóż u diabla
się zmieniło. Zamarł. Na podłodze nie było butelki. Został po niej ślad
w postaci lekko wgniecionego dywanu, w miejscu gdzie ona leżała.
W jego
głowie w mgnieniu oka przeleciały dwie myśli. Jedna
do przyjęcia, druga zaś była na tyle przerażająca, iż nie chciał jej
nawet wypowiedzieć. Jednak to ona właśnie była bardziej prawdopodobna.
Powoli i on dopuszczał do siebie okropną prawdę. Przecież to raczej niemożliwe, by
zbieracz butelek wszedł do jego mieszkania i wziął butelkę. Tym
bardziej, że mieszkanie było zamknięte na starą poniemiecka kłódkę. To,
co sobie uzmysłowił, sprawiło mu nieopisany ból. Znowu go znaleźli. I
maska gazowa, chroniąca go przed nimi, stała się
bezużyteczna. Znaleźli sposób na zneutralizowanie jej działania. Czy to
miał być ich gorzki żart, czy też otwarty atak, tego jeszcze nie
wiedział? Z rozmachem otwarł lodówkę. Tym razem się tego spodziewał.
Usiadł na krześle i rozmyślał. Czy ma siłę się bronić? Uciekać przed
nimi. Spojrzał jeszcze raz na lodówkę. Była po brzegi wypchana salami. A
przecież on tak nie lubił tej cholernej oślej kiełbasy. Myślami
wrócił do wczesnego dzieciństwa. Leżał wtedy w kołysce i miał co
najwyżej dwa miesiące, gdy niespodziewanie nad nim pochylił się jego ojciec i
dał mu do buzi salami. Ledwo poczuł ten smak, zwymiotował. Dalej już
nic nie pamiętał. Jednak te, traumatyczne wspomnienie z dzieciństwa wróciło do niego ze
zdwojoną siłą. A tak bardzo chciał zapomnieć i do dzisiaj tak było. A teraz siedzi na
krześle i patrzy na lodówkę wypełnioną oślą kiełbasą.
Zwymiotował.
Powoli wstał z krzesła, zrzucił bezużyteczną już maskę gazową i przekrwionymi oczami spojrzał na
swoje odbicie w lustrze. Z szafy
wyciągnął kanister pełen benzyny, rozlał ją po pokoju. Zapalił zapałkę i
rzucił na podłogę. Czekał, aż płomień opanuje cały pokój. Dopiero wtedy
miał szansę uciec. Niknąc w oparach dymu, wyciągnął spod stolika ciało
swojego dawnego kolegi, nałożył na jego szyję swój amulet. Sam zaś
otworzył ukryte przejście w ścianie obok lodówki i wszedł do niego przez
nikogo niezauważony. Może teraz stanie się zupełnie wolnym człowiekiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz