Chybotliwy płomień świeczki
rozpraszał mrok pokoju, skrywający okrutną prawdę. Od kilku dni nie pojawiało
się już słońce, a mróz zakuł świat zimnymi, bezlitosnymi szponami. Martwa,
ciemna cisza atakująca zmysły, miała już wiele ofiar. Znikąd ratunku i bez
szans na ucieczkę. Życie za kołem polarnym nie należało do łatwych, a depresja
ogarniająca mieszkańców nie zawsze miała lekki przebieg. Promienie słońca
zwiastujące zakończenie długotrwałego mroku nie przeganiały rozsianego smutku.
Teraz, w samym środku nocy
polarnej migoczący promyk wypalającej się świeczki, ukazywał zakrwawione ciała
dwóch osób. Dla nich już nie zaświeci słońce, a tylko dla oprawcy szukającego
zagubionego szczęścia. Czy zbrodnia zostanie odpowiednio ukarana? Czy jest
właściwa kara za taki czyn? Sprawiedliwość nie zawsze zapuka do naszych drzwi,
a zło korzystając z uchylonego okna, wpełznie i
dokończy niszczycielskiego dzieła.
Kilka cieni krążących wokół ciał,
zbliżało się do tak długo szukanego pokarmu. Zapach krwi drażnił nozdrza
wilków, które instynktownie znalazły się we właściwym miejscu i czasie. Ludzka
tragedia była być może jedynym ratunkiem dla tych zwierząt. Wychudzone i
zmarznięte wgryzały się w ciała i zachłannie zaspakajały pierwszy głód. Nie
zwracały uwagi na splecione ze sobą ciała matki i córki. Na piękną białą
sukienkę pięcioletniej dziewczynki, która tuliła się do matki. Nie widziały
zastygłych łez w oczach kobiety i jej wyciągniętego dresu. Doskonale zaś
wyczuwały krew pokrywającą ich ciała, a ubrania tylko przeszkadzały im w
posiłku. Z lubością ją zlizywały i swe pyski kierowały najpierw do ran, jakie
obie miały na swych ciałach. Rany, powstały od ciosów nożem.
Mąż morduje żonę i jedyne
dziecko.
Uczucie ciepła, jakie poczuł, widząc ją po raz pierwszy, motyle w
brzuchu, pojawiające się przy pierwszym pocałunku, dłoń położona na brzuchu
małżonki wyczuwająca pierwsze kopnięcia dziecka. Radość, miłość, ekscytacja i
szczęście rodzinne, zniknęły bez śladu. Wystarczyła jedna decyzja, a przyszłość
tych trojga zmieniła się bezpowrotnie.
Radość z dobrze płatnej pracy,
koniec z problemami finansowymi. Jakże piękna perspektywa dla młodego małżeństwa
walczącego o godziwe warunki życia. Tej drugiej mrocznej strony nie dostrzegli,
skupiając się na szczęściu przyniesionemu przez los. Własne mieszkanie,
samochód, telewizor, laptop, zmywarka, pralka, lodówka, urlop za granicą. To
minimum, którego nie mogli osiągnąć. Mieszkali kątem u rodziców i nawet nie
mieli osobnej kuchni. A w Norwegii czekał na nich piękny dom, dobrze płatna
praca i cudowne widoki. Góry pokryte lodowcami, fiordy, zorza polarna i
błękitna woda. Wystarczyło podjąć decyzję i poczuć, jak szczęście tuli ich do
siebie. Jedynie jego praca mogła niebotycznie podnieść poziom ich życia. Czy
można było nie skorzystać z okazji i porzucić marzenie o lepszym życiu?
Pokolenie niepamiętające walki o
przeżycie, o odrobinę chleba pozwalającego zaspokoić głód i przeżyć. Pokolenie
nierozumiejące modlitwy "... i
chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj..."
Oni nie chcieli chleba, potrzebowali wiele więcej. Pokolenie pędzące przez życie, nie zważające na koszty
z tym związane. Nie te finansowe, a duchowe. Więcej, więcej, jeszcze
więcej, nigdy za wiele. Oczywiście nie dla siebie, ale dla męża, żony, dzieci,
rodziców. Każda wymówka jest dobra, byle oszukała nas samych.
A Bóg? Jego nie ma i nigdy nie
było. Ludzie go sobie wymyślili. W tych czasach i wierzyć w Boga? Jakie to
zaściankowe. Inteligentni ludzie nie wierzą w Niego. Jak daleko można odejść od
Boga i wciąż być dobrym? Przecież to, czy jest się dobrym, czy też nie, nie
zależy od tego, czy się wierzy. Prawda? A kościół? Dorzucił swoje trzy grosze,
byśmy stracili wiarę i traktowali ją płytko i powierzchownie. Ilu ludzi
uczęszczających na msze, wierzy naprawdę? Dlaczego nie cieszymy się, jak umrze ktoś dobry?
Zakrwawiony Krzysztof szedł
opustoszałymi ulicami Tromsø. Rozwiane
włosy, niedopięta kurtka, zimowe buty na nogach i nóż. Duży, zakrwawiony nóż
trzymany w prawej ręce. Emocje powoli ustępowały, w zamian dopuszczając do
siebie przejmujący chłód. Drżenie ciała nie ustępowało. Najpierw drżało z
emocji, teraz zaś z zimna. Wolałby to drugie, ale było już za późno. Dlaczego
znalazł się w tym miejscu? Łzy spływające po twarzy momentalnie zamieniały się
w krople lodu. Taki sam proces przeszło jego serce. Zmiana następowała
niedostrzegalnie, wolno, skrycie, wyciskając okrutne piętno.
Miało być tak pięknie. Niestety
brak pracy nie służył Monice. Nie miała gdzie wyjść, nie miała z kim pogadać,
żadnych przyjaciół i bliskość oddalająca się niczym ostatni promyk słońca przed
nocą polarną. Po roku mieszkania w Norwegii niepotrzebne były kosmetyki, nowe
ubrania, a lustra drażniły, ukazując bezlitosną prawdę. To samo widział jej mąż
i to wcale nie pomagało. Serca wypełnione próżnością, nie mogły dostrzec
szczęścia, które było na wyciągnięcie ręki.
Krzysztof coraz częściej zaglądał
do kieliszka, uciekając od życia. W końcu i on nie był mu potrzebny, usłużnie
zastąpiony przez butelkę. I tak mijał dzień za dniem, a zaniedbana żona snująca
się po domu w brudnych dresach tylko dopełniała dramatu. Mała Asia także
dostosowała się do rodziny i nie słychać było już jej śmiechu, jej pytań. Za to
wciąż i wciąż była przy matce, bojąc się jej utraty. Przyczepiona jak rzep do
psiego ogona. Coraz rzadziej Krzysztof był sam na sam z małżonką, gdyż nie było
to zwyczajnie możliwe. Możliwe było za to samotne przebywanie z butelką, z której
to okazji skrzętnie korzystał.
Upragniony raj na ziemi zamienił
się w piekło.
Wystarczył tylko jeszcze jeden
krok, by wpaść w przepaść. Krzysztof poszedł do przodu i miał na rękach krew
żony i córki. Stał się mordercą najbliższych mu osób. W jego rękach spoczywało
już tylko jedno życie, zmarznięte i zmaltretowane. Przede wszystkim zaś
zbrukane zbrodnią, o którą by siebie nie podejrzewał. Gdyby wiedział, że tak to
się wszystko skończy, nigdy nie zdecydowałby się na wyjazd. A tak, podążał w
kierunku morza, by tam zatopić życie, które przez ostatnie lata topił w
alkoholu. Gdzieś z tyłu słyszał zawodzenie wilków, które ruszyły tropem
mordercy. Czy dzikie zwierzęta staną się narzędziem sprawiedliwości?
Lars patrzył na nieznajomego,
sunącego pustymi ulicami Tromsø. Czuł
potrzebę pomocy nieznajomemu, chciał podejść do niego i przyjąć go do domu.
Niestety usłyszał skowyczące wilki, błyskawicznie zbliżające się do mężczyzny.
Odwaga we współczesnych czasach jest towarem deficytowym, nawet w tak surowym
miejscu, jak północ Norwegii. Lars był jej pozbawiony i jedyne co zrobił, to
obserwował watahę wilków atakujących nieznajomego. Człowiek w starciu z dzikimi
bestiami nie miał szans i tak właśnie było w tym przypadku. Wystarczyła chwila,
by Krzysztof został powalony na zmarznięty lód, za kilka kolejnych, jego ciało
leżało nieruchomo rozszarpywane przez dzikie zwierzęta.
Walka o godziwe warunki życia
okazała się trudniejsza od walki o zaspokojenie głodu.
Inne czasy, inne wyzwania, inni
ludzie. Przede wszystkim inni ludzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz