Unurzany w błocie patrzyłem w jego
zakrwawione oczy. Moje przekleństwo i wybawienie patrzyło z nienawiścią.
Bezcelowa walka prowadząca na próg świata. W końcu stało się to, na co czekał,
a ja podświadomie przeczuwałem. Pokora. Niechciana lekcja sponiewierała nie
tylko mnie, ale i Mateusza. Niegdyś przyjaciela, a teraz najbardziej zaciekłego
wroga.
– Zmądrzałeś? – wycharczał, a ja nie
zauważyłem, by w jego tonie było coś więcej niż ciekawość. – Zmądrzałeś, czy
dalej chcesz pogrążać ludzi w twoich przeklętych marzeniach.
– Wiesz, że to przez Ciebie? Fanatyczna wiara
we mnie, a później równie fanatyczna nienawiść doprowadziły do tego. Rozumiesz.
To nie jest moja wina! – wykrzyczałem i zacząłem łkać.
Płakałem nad sobą, nad swoim zasranym życiem,
a przede wszystkim nad głupotą. Niegdyś
szczęśliwy i beztroski, teraz bez przerwy analizujący każdy krok, każdą
decyzję. Potykający się o myśli, pozbawiony marzeń, w końcu dostrzegałem
koszmar życia.
A miało być tak pięknie. Świat kłaniał się i
oferował karierę, zabawę, dziewczyny i mnóstwo przyjaciół. Korzystałem, ciesząc
się każdą chwilą. Byłem zachłanny i tak też się zachowywałem. Czy można
zachłysnąć sie szczęściem, nie zauważając tego? Tak właśnie było. Brałem i
tylko to mnie interesowało. A może rajcowało?
Kiedy zacząłem krzywdzić innych? Może źle
zadaję pytanie. Od zawsze krzywdziłem i nie było żadnego "kiedy",
tylko "jak mocno". Kołyszące się nade mną jędrne piersi ze sterczącymi
sutkami były oazą szaleństwa i pożądania. Mateusz widząc swoją dziewczynę w tej
jakże seksownej pozie, w jednej chwili wszedł w świat obłędu i nienawiści. To
wtedy nienawiść stała się przekleństwem bez końca drążącym jego myśli.
– Tak, to byłem ja – śmiał się, nie zważając na
nóż wbity w jego brzuch. – Tęsknisz do
mamy? – wciąż śmiał się histerycznie. – To nie było dla mnie miłe, gdy ją zarżnąłem.
– Spoważniał i kontynuował. – A zaskoczenie twojej siostry, gdy ją dusiłem. Kiedyś
wpatrzona we mnie jak w obrazek. – Zachłysnął się krwistą pianą wypływającą z
ust i ostatkiem sił wycharczał. – I ta zmiana, gdy odbierałem jej życie. Ona
wiedziała. Wiedziała, że szaleństwo zapanuje także nad tobą.
Wciąż słyszałem w głowie jego śmiech, a on jedynie
charczał. Patrzyłem, jak z jego ust wypływała krew. Zapowiedź śmierci. Od
zawsze imponowałem Mateuszowi. Wprowadziłem w mój świat i pewnie do dzisiaj razem
ze mną delektowałby się jego wspaniałością, gdyby nie miłość do Patrycji. Ona
go zmieniła. Zaczął zauważać dobro i niezauważalnie odwracał się ode mnie.
Zaczął myśleć. Także i mi to się udzielało.
Im więcej rozmyślałem, tym gorzej się czułem. W końcu podjąłem decyzję. Zabiję
jego miłość i wszystko wróci do normy. Nie było łatwo z Patrycją. Ona go
naprawdę kochała, a tej jeden jedyny raz, zakończony wejściem Mateusza, był
moim ostatnim.
A później zabiła się i przyniosła nienawiść. Nie
miałem odwagi iść na jej pogrzeb. Mateusza też tam nie było. Nie widziałem go do
dzisiaj. Czułem za to niewyraźny cień podążający za mną. Zwracałem uwagę na
każdy krok, ważyłem każde słowo, by nikt przeze mnie nie zginął. Nie mogłem się
do nikogo zbliżyć. Niestety rodziny nie mogłem obronić. Mogłem za to chronić
ludzi i tak też robiłem. W końcu stali mi się bliżsi niż kiedykolwiek
wcześniej. Ironia losu. Gdy byłem wśród nich, nie czułem więzi, gdy się od nich
odciąłem, czułem bliskość łączącą mnie z nimi. Zamknąłem się w domu martwy dla
świata. Jednak dla Mateusza wciąż byłem żywy, cholernie żywy.
Nieruchomo leżący w błocie, nie odejdzie już
nigdy.
Zostałem naznaczony i wciągnięty w niekończący się koszmar
budzącego się sumienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz