piątek, 25 marca 2016

Pizza

Teoretycznie powinienem w końcu wbić gwóźdź w ścianę. Sprzedawca zapewniał, iż są one najlepszej jakości i nawet wchodzą w żelbeton. Niestety ściema, jak się okazuje. Pozostał ostatni, reszta zaś leży pogięta na podłodze. Czy ta ostatnia szansa zostanie przeze mnie wykorzystana? Odpaliłem komputer i sprawdzam, jak powinno się wbijać te przeklęte gwoździe. Przede wszystkim powinien być młotek, z braku laku moja deseczka do krojenia mięsa, chyba też jest dobra. Po drugie gwóźdź powinien być obrócony ostrym końcem w kierunku ściany, o czym zapomniałem. I to było na tyle.

Postanowiłem przystąpić do zadania. Niestety, gdzieś zapodział się ostatni gwóźdź. Nie było go przy komputerze, nie było go przy deseczce, nie było także na dywanie, ani na parapecie. Nigdzie go nie było. Czy to był znak, by posprzątać? Czy tu jest już faktycznie tak źle? Wiem, że dwa dni temu sąsiadka się skarżyła, iż coś śmierdzi na klatce schodowej. Niestety zapach wypływał z mojej kuchni, gdzie parę dni temu zakwitła pizza i trzeba przyznać, że piękny zielony kolor pleśni wpasował się do salami, którym była pokryta pizza. Na razie, okno w kuchni jest otwarte i ze smrodem sobie radzę. Pewnie do czasu. Tak na marginesie z pleśni można wyhodować antybiotyki, więc może i mi się uda. Może uratuję komuś życie! Może jak wyleję sfermentowany sok z kubka z misiem, będzie mniej śmierdzieć. Kolejna strata, a przecież można z niego zrobić jakieś wino. Spleśniały chleb oczywiście wyrzucę ani to ładne, a jak go ruszyłem, to wzniecał się szary pył. Dosyć to ohydne. Może faktycznie warto posprzątać? Dobrze, że mam worki na śmieci i płyn do mycia naczyń.

Cholera! Kubek z misiem się stłukł. Teraz to dopiero śmierdzi. Jak nic, znaki z góry są coraz wyraźniejsze. Włożyłem kwitnącą pizzę do dwóch worków i wyrzuciłem. Teraz kuchnia wygląda całkiem, całkiem. Poszło już z dwadzieścia worków na śmieci. W łazience nie byłem chyba już z dwa tygodnie. Mam osobno kibelek, więc nie było większej potrzeby. To i tam sprzątnę. No i dwa pokoje i korytarz, ale opłaciło się! Znalazłem aż pięć gwoździ! No i za pierwszym razem udało mi się go wbić do ściany. Nie trzeba jednak do tego młotka, wystarczy drewniana deseczka. Wiem, innym pewnie wyda się to dziwne, ale na tym gwoździu będzie wisiał pasek od spodni. Często go gubię, bo nie miał do tej pory wyznaczonego miejsca, a ja w pośpiechu nie mogąc go znaleźć, wychodziłem w za dużych spodniach i musiałem je cały czas trzymać. Schudłem piętnaście kilo, ale nie zdążyłem kupić nowych spodni. No i nawet ktoś puka do drzwi. No tak, to dostawca pizzy, fajnie, że zjem sobie coś świeżego. (...)

No i klops, jest telefon i muszę natychmiast wyjechać na dwa tygodnie. Ciekawe, gdzie jest mój pasek od spodni. Cholera, znowu muszę trzymać te spodnie.

..........

Sąsiadka do mnie dzwoniła, mówiła, że znowu coś śmierdzi na klatce schodowej. Może pizza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz