Teoretycznie powinienem w końcu wbić gwóźdź w ścianę. Sprzedawca
zapewniał, iż są one najlepszej jakości i nawet wchodzą w
żelbeton. Niestety ściema, jak się okazuje. Pozostał ostatni, reszta zaś leży pogięta
na podłodze. Czy ta ostatnia szansa zostanie przeze mnie wykorzystana?
Odpaliłem komputer i sprawdzam, jak powinno się wbijać te przeklęte gwoździe. Przede
wszystkim powinien być młotek, z braku laku moja deseczka do krojenia mięsa, chyba też jest dobra. Po
drugie gwóźdź powinien być obrócony ostrym końcem w kierunku ściany, o czym zapomniałem. I to było na tyle.

Cholera! Kubek z misiem się stłukł. Teraz to dopiero śmierdzi. Jak nic, znaki z góry są coraz
wyraźniejsze. Włożyłem kwitnącą pizzę do dwóch worków i wyrzuciłem.
Teraz kuchnia wygląda całkiem, całkiem. Poszło już z dwadzieścia worków na
śmieci. W łazience nie byłem chyba już z dwa tygodnie. Mam osobno kibelek, więc nie było większej potrzeby. To i tam sprzątnę. No i
dwa pokoje i korytarz, ale opłaciło się! Znalazłem aż pięć gwoździ! No i za pierwszym razem udało mi się go
wbić do ściany. Nie trzeba jednak do tego młotka, wystarczy drewniana
deseczka. Wiem, innym pewnie wyda się to dziwne, ale na tym gwoździu
będzie wisiał pasek od spodni. Często go gubię, bo nie miał do tej
pory wyznaczonego miejsca, a ja w pośpiechu nie mogąc go znaleźć, wychodziłem
w za dużych spodniach i musiałem je cały czas trzymać. Schudłem piętnaście kilo,
ale nie zdążyłem kupić nowych spodni. No i nawet ktoś puka do drzwi. No
tak, to dostawca pizzy, fajnie, że zjem sobie coś świeżego. (...)
No
i klops, jest telefon i muszę natychmiast wyjechać na dwa tygodnie.
Ciekawe, gdzie jest mój pasek od spodni. Cholera, znowu muszę trzymać te
spodnie.
..........
Sąsiadka do mnie dzwoniła, mówiła, że znowu coś śmierdzi na klatce schodowej. Może pizza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz