– Pani założy czapkę, jak rozmawia przez
telefon. – Basowy głos szefa rozniósł się po pokoju.
– Ja, ja... oddzwonię. – Zaskoczona Marysia
zająknęła się i czym prędzej odłożyła słuchawkę.
– I takie są skutki Zosiu, jak rozmawia się
bez czapki. – Szef krytycznie spojrzał na nową podopieczną.
– Jąka się i klient
niezadowolony. A może to prywatna pogaduszka? – powiedział ostrzej. – Pierwszy
dzień w pracy i taka samowolka?
– Ale ja tylko... – odpowiedziała przerażona.
– Nieważne. – Szef machnął ręką. – Na
szczęście myślę tu za was wszystkich i mam skromny prezent na rozpoczęcie
pracy.
Zaskoczona Marysia przyglądała się
przełożonemu i aż odebrało jej mowę. Czy on ją w coś wkręca? Tylko że był
cholernie poważny, żadnego błysku w oczach, uśmiech beznamiętny. W ogóle
wyglądał jak typowy szef. Nienaganny szary garnitur, szczupła sylwetka,
niebieska koszula, zwyczajne spodnie i lakierki. A w ręku zielona czapka zimowa
z wielkim czerwonym bąblem.
– Zośka, czy wyglądam jak okaz z ogrodu
zoologicznego? – Zirytowany próbował przywołać nową pracownicę do porządku. –
Tu się pracuje! - wrzasnął i wręczył jej czapkę. – Proszę ją natychmiast ubrać.
– Ale ja jestem Marysia – wyjąkała
dziewczyna, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Nie mówi się "jestem", a
"mam". Gramatyka kuleje – bezceremonialnie przerwał. – A o
zwierzątkach, to proszę rozmawiać po pracy.
Skołowana dziewczyna założyła czapkę i
usiadła na miejscu. To była jej pierwsza praca i miała inne wyobrażenia o niej.
Spodziewała się zastać zgrany zespół, normalnego szefa, a jedyne co było
normalne, to jego ubranie. Reszta znacznie odbiegała od standardów.
W pokoju oprócz niej siedziały jeszcze dwie
dziewczyny. Przy oknie Patrycja, a przy szafie Renata. Ta przy oknie beztrosko
wymachiwała gołymi stopami, a na zgrabnym nosie usadowione miała okulary
przeciwsłoneczne. Wyglądała na niezłą laskę i Marysia przy niej czuła się jak
kopciuszek. Porównanie z nią boleśnie dźgało jej ego. Dla Patrycji natura była
łaskawa, by nie powiedzieć hojna. Miała doskonałą rumianą cerę, zgrabny mały
nos i piękne, pełne usta, przyciągające wzrok mężczyzn, nieraz powodując u nich
niezdrowe podniecenie. Marysia z przykrością i niemal wstydem przyznała, że jej
cera jest blada, nos niemal zdjęty z Napoleona, a usta wąskie, nadając surowy
wyraz jej twarzy. I co ważne, Patrycja przyciągała wzrok mężczyzn nie tylko
ślicznymi ustami, ale także bujnym biustem i cudną figurą. Marysia zaś nie
mogła się poszczycić takimi atutami. Lekka nadwaga i niewielkie piersi, czyniły
ją niemal niewidzialną dla płci przeciwnej. Za to nieraz sprawdzała się jako
koleżanka do wypadów na imprezy. A na głowie!
Ostateczny cios otrzymała od szefa. Patrycji głowa przyozdobiona była
złotą koroną, współgrającą z jej blond włosami, a Marysia siedziała w czapce z
bąblem, zakrywającym jej krótkie, czarne włosy.
Zdecydowanie dodawała jej otuchy Renata.
Kobieta w wieku emerytalnym o smutnym wyrazie
twarzy. Włosy ciemne i proste, liczne zmarszczki oraz widoczny wąs. I
miała aparat nazębny! Nie wyglądała dobrze, a jej wysoka waga, pozwalała nosić
jedynie obszerne sukienki. Na jej biurku, nie wiedzieć czemu stał różowy
jednorożec. To właśnie ona miała wdrożyć Marysię w obowiązki.
– Zosia, halo tu ziemia. – Jej rozmyślania
przerwał szef. – Wie, co ma robić?
– Tak wiem – odpowiedziała dla świętego
spokoju.
– Wiem, że nie wiesz, ale Renia cię wdroży.
Szef odwrócił się i wyszedł z pokoju.
– Nie przejmuj się. To tylko dzisiaj –
skrzeczącym głosem powiedziała Renia. – Pierwszego dnia zawsze tak się
popisuje. Ubiera się elegancko, a my... – przerwała zawstydzona. – A my rżniemy
wariata.
– Ale dlaczego? - Marysia nic nie rozumiała.
– Co my tu robimy?
– Pracujemy – odpowiedziała blondynka. – Taki
klimat, nie ma co się roztkliwiać.
Patrycja intensywnie wklepywała dane do
tabelek, nie zwracając uwagi na nową koleżankę. Renata zaś wyraźnie nie miała
ochoty do pracy.
– Ona tak zawsze. Trzy lata pracuje i nic jej
nie rusza. Szef każe założyć koronę, ona zakłada. Każe siedzieć bez butów, ona
siedzi. Każe pomalować paznokcie na zielono, ona to robi.
– Ale po co? – Marysia w dalszym ciągu nie
rozumiała modelu działania firmy. – W czym niby to ma pomóc?
– A bo ja wiem. – Niechętnie przyznała się do
niewiedzy. – To wszystko faktycznie jest męczące. Mam problemy z hormonami i
zaczął mi rosnąć wąs, chciałam go zgolić, ale
szef nie pozwala. Powiedział, że dodaje mi uroku. Dodatkowo podarował mi
aparat na zęby i pilnuje, bym zawsze go zakładała. I ten jednorożec. – Machnęła
ręką i zmieniła temat. – Ale płaci dobrze i jest wyrozumiały.
– To ja zawsze będę musiała siedzieć w tej
czapce? To jest chore! – krzyknęła oburzona Marysia, a jedynym efektem były
pretensje Patrycji.
– Tu się pracuje – burknęła. – Nawijajcie
kilka tonów ciszej.
– Czapkę będziesz musiała nosić – cichutko
powiedziała Renia. – I tak masz dobrze, poprzednia nosiła skrzydła anioła. A
toalety mamy wąskie i zwyczajnie się tam nie mieściła. Zwolniła się po tygodniu.
Biedactwo – powiedziała z nieukrywanym współczuciem.
Tadeusza, rozterki pracownic nie interesowały
zupełnie. Zarządzał jedną z komórek renomowanej firmy doradztwa podatkowego i
jedyne co się liczyło, to jego pozycja. Miała być niezagrożona i tak też było.
Wybierał pracowników kompetentnych i dobrze im za pracę płacił. Nie mogli oni
jednak mieć szansy na wygryzienie go. Dlatego też profilaktycznie zabezpieczał
się przed ewentualnymi zakusami podwładnych, robiąc z nich niegroźnych
ekscentryków. Dzisiaj miał kolejną wizytację i nie chciał, by nowa została
odebrana zbyt dobrze. Pukanie do drzwi oznaczało koniec rozmyślań i początek
trudnego dnia.
– Proszę wejść – odezwał się Tadeusz oczekując
na wejście Mieczysława.
Zawsze czuł do niego respekt i dążył do tego,
by chociaż w minimalnym stopniu mu dorównać. Niedościgniony wzór. Facet był
wysoki, szczupły i miał kaloryfer na brzuchu. Włosy blond starannie zaczesane w
lewą stronę i aryjskie rysy twarzy. Cenił w nim nie tylko wiedzę, ale też
wysportowaną sylwetkę i przede wszystkim
racjonalne podejście do pracy.
W drzwiach ukazała się natomiast niska, gruba
postać z wielkimi czerwonymi okularami. Typ na głowie miał kraciasty, czarno
biały beret idealnie komponujący się z lakierkami o tej samej kolorystyce.
– Proszę wyluzować – odezwał się kurdupel. –
Jestem nowym szefem. Możesz mi mówić Adam.
Tadeusz patrzył i nie wierzył w to, co widzi.
Gdzie jest jego poprzednik? Dlaczego nikt mu nic nie powiedział? Tysiące pytań
atakowało zmysły, a on rozdziawił gębę i wpatrywał się nic nie rozumiejąc.
– Niepełnosprawny umysłowo, czy co? – Adam
bąknął pod nosem i głośniej zakomunikował. – Nie mamy czasu na zastoje
umysłowe. Pozbieraj się Tadek i idziemy poznać zespół.
– A co się stało z Mieczysławem? –
wybełkotał.
– Poszedł po rozum do głowy i wciąż go szuka.
– Kurdupel zaśmiał się złośliwie. – To co idziemy, czy wyruszysz za Mietkiem?
– Tak, idziemy – beznamiętnie odpowiedział
Tadeusz.
I wtedy jak grom z jasnego nieba uderzyła go
niepokojąca myśl. Ten nowy był dziwakiem, jego pracownicy wyglądali na
dziwaków, a on jeden nie. Był cholernie zwyczajny i nie pasował do reszty. W
przebłysku olśnienia postanowił zapobiec katastrofie.
– Może pójdę uprzedzić zespół, że jest
wizytacja. Niech się przygotują.
– Ależ nie trzeba. Lubię zaskakiwać – zaśmiał
się. – Lubię niespodzianki. A ty nie? – ponownie zarechotał i zanim Tadeusz zdążył zareagować, dodał. – Jak
mnie zobaczyłeś, to wyglądałeś jak ryba walcząca o odrobinę wody.
– To wcale nie tak. – Tadeusz wciąż miał
nadzieję i chcąc uniknąć porażki, ponowił propozycję. – Cenię pracę zespołową i
wiem, że moi podwładni wolą nie być zaskakiwani. Może jednak ich poinformuję?
– Nie trzeba. Już jesteśmy przed drzwiami,
nie ma sensu wracać.
Adam nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. Już
pierwszy rzut oka nie pozostawiał wątpliwości. To był idealny zespół. Ludzie
inteligentni, o analitycznych umysłach i z fantazją, jakiej mogli im
pozazdrościć artyści. Kobieta z czapką z bąblem, druga z wąsem i trzecia z
okularami przeciwsłonecznymi.
– Doskonale. – Zatarł ręce. – Niesamowite. –
Zdjął beret i ukłonił się nisko. – Chciałem dokonać zmian, a tu nie ma takiej
potrzeby. Fantastycznie.
Adam rozglądał się zadowolony, natomiast
Tadeusz ratując swoją reputację podbiegł do biurka Renii i chwycił jednorożca.
– Jednorożec jest mój. – Wyciągnął go w
kierunku szefa i zaśmiał się nerwowo. – To taki amulet – dodał.
Kurdupel spojrzał na niego z niechęcią i
wiedział, że jedna zmiana będzie nieunikniona. Tadeusz był nieszczery i nie
dało się tego nie zauważyć. A nie mógł pozwolić na to, by nie mieć zaufania do
podwładnych. Mrużąc oczy, spojrzał na niego i powiedział.
– Tadeusz do gabinetu.
Zrezygnowany, wciąż trzymając jednorożca,
wyszedł z pokoju i w milczeniu zmierzał do swojego gabinetu, który już niedługo
nie miał być jego. Usiadł na fotelu i czekał. Adam przyglądał mu się w
milczeniu i szykował się na zadanie ostatecznego ciosu. Już chciał przerwać
ciszę, gdy drzwi skrzypnęły i do pokoju weszła Marysia, trzymająca w ręku
czapkę z bąblem. Nie czekając na zaproszenie krzyknęła.
– Nie będę nosić tej idiotycznej czapki. Mogę
robić wszystko, siedzieć po godzinach, parzyć kawę, ale nie będę z siebie
robiła debila.
Niespodziewana wizyta nowej, przez Tadeusza
została przyjęta niczym cud zesłany z nieba. Przyjął surowy wyraz twarzy,
popatrzył z niechęcią na podwładną i władczo powiedział.
– Pani Zofio, tę czapkę nosiłem pięć lat w
pracy i zawsze pomagała mi w twórczym podejściu do podatków. To był amulet, z
którym się nie rozstawałem, a on w zamian obdarzał mnie szczęściem i
powodzeniem w biznesie – ciężko westchnął i kontynuował. – A pani zwyczajnie
nim wzgardziła. Nawet gorzej, traktuje ją pani jak najgorsze zło. Proszę
podejść i mi ją oddać.
Tadeusz wpatrywał się surowo w Marysię, a ona
wciąż nie mogąc zrozumieć, co się dzieje w firmie, podeszła do szefa i wręczyła
mu nieszczęsną czapkę.
– Proszę iść do koleżanek i kontynuować
pracę. Jutro z panią porozmawiam.
– To, ja pójdę – wyjąkała i jak niepyszna
wyszła z gabinetu.
Adam z ciekawością przyglądał się zajściu i
powoli docierało do niego, że pozory zwiodły jego zmysły i źle ocenił zastaną
sytuację. Patrzył na Tadeusza, zakładającego czapkę na głowę, na błogi uśmiech
pojawiający się na jego twarzy. Pewnie wciąż trwałby w bezruchu, gdyby nie
przywołujący do rzeczywistości głos Tadeusza.
– Ona dzisiaj jest pierwszy dzień.
Przystosuje się. – Tadeusz zaśmiał się i pozwolił sobie na niewinny żarcik. –
Wyglądasz jak ryba walcząca o odrobinę wody.
– Dobra zostawmy to. – Adam przerwał słowną
niemoc. – A ta pracownica, to chyba niezbyt tutaj pasuje. Pomyśl o zmianach. W
naszym fachu trzeba być kreatywnym, a tej wyraźnie tego brakuje.
– Dam jej szansę. W dzisiejszych czasach
trudno o dobrego pracownika. Może się wyrobi.
Dalsza wizytacja przebiegła bez większych
niespodzianek i była kolejnym sukcesem Tadeusza, który wciąż mógł pełnić
funkcję szefa placówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz