czwartek, 30 marca 2017

Guru



Nie chciałbym być przez nikogo źle zrozumiany i nie namawiam, by mnie naśladowano. To, co poniżej ujawnię, będzie dla większości z was nie do przyjęcia. Prawda jest taka, iż musiałem przejść naprawdę długą drogę, by poznać prawdę. Ci, co poznali mnie przez Internet, dowiedzieli się, że jestem osobą niebezpieczną, przez którą moi bracia w wierze tracą kontakt z rodziną, przyjaciółmi i całym waszym nowoczesnym światem. Jeszcze parę lat temu byłem jak wy, idealnie pracującą maszyną, która dokładała swoją cegiełkę do stałego wzrostu PKB i dobrobytu społeczeństwa. Pracowałem jak ta mróweczka dla dobra wspólnego. Jednak z każdym dniem stawałem się coraz słabszy i słabszy. Przemęczanie było dla mnie, jak i dla was wszystkich, czymś zwyczajnym, normalnym. Jednak coś było ze mną nie tak, na tyle źle, iż zdecydowałem się na wizytę u lekarza. Jak się okazało, wizyta była spóźniona o dobre kilka miesięcy, a dwumiesięczne stawianie diagnozy dodatkowo zmniejszyło szanse na moje przeżycie. Tym samym jeden z trybików tej wielkiej maszyny popsuł się i jak się wydawało, nie nadawał się do naprawy. Na ostatniej wizycie dowiedziałem się, iż zostało mi dwa trzy miesiące życia. W ciągu 33 lat wszystko odkładałem na później. Najpierw miałem się dorobić, później założyć rodzinę, następnie dowiedzieć się jak to jest być ojcem, by w końcu przekazać swoje geny kolejnym rosnącym trybikom tej wielkiej machiny. Niestety moja perspektywa zdecydowanie się skróciła, dodatkowo siły, jakie miałem, także nie były wystarczające. I wtedy zdobyłem się na krok, który przyniósł mi wyzwolenie. Odrzuciłem wszystko, co było mi znane i wsłuchałem się w moją duszę, o której istnieniu jeszcze niedawno nie miałem pojęcia. Jej zalecenia wydawały mi się absurdalne, ale tak to jest z nami, iż jak nie ma żadnej szansy, to rzucamy się na coś, co daje jakąkolwiek nadzieję. Tym samym posłuchałem jej, porzuciłem wszelkie ziemskie dobra i udałem się do lasu. Maszerowałem tam boso, w starych spodniach i lekkim podkoszulku. Siadłem pod ogromnym dębem, który rósł w środku lasu i czekałem. Już 10 minut siedzenia powodowało, iż czułem się niekomfortowo. Dusza jednak kazała mi tam zostać. Siedziałem godzinę, dwie, pięć i chciało mi się coraz to bardziej pić, niestety kazała mi wciąż tkwić pod dębem. Powoli z mojego ciała, wydobywały się toksyny, ja natomiast byłem coraz to bardziej spragniony i głodny. Rak, który kilka godzin wcześniej, miał idealne warunki, teraz powolutku był zżerany przez moje wygłodniałe i spragnione ciało. Po dwóch dniach czułem, jak umieram z powodu braku wody. Wtedy przyszła ulewa, która ugasiła pragnienie i całkowicie mnie przemoczyła. Spadek temperatury zrobił swoje i trzeciego dnia dostałem wysokiej gorączki. Targały mną dreszcze, a pot lał się strumieniami. I tak trwałem kilka dni, nie wiedząc gdzie jestem, co czuję, co widzę. Siódmego dnia wszystko ustało i zobaczyłem całkiem nowy świat. Dosłownie wszędzie widziałem dusze zwierząt, gdzieniegdzie błądziły dusze ludzkie. Patrzyłem na to oniemiały, nie mogąc zrozumieć, co się wokół mnie dzieje. Coś kazało mi wstać, więc tak zrobiłem. Pancerz, który z wszystkich stron otaczał moją duszę, rozpadł się i stałem się z nią jednością. Czułem, iż nie potrzebuję już fizycznego jedzenia ani picia, a mój organizm pobiera energię, która jest wszędzie wokół. Brutalność, z jaką potraktowałem moje ciało, pozwoliła na moje ponowne odrodzenie. Dusza, która już nieraz chodziła po świecie, wręcz promieniała moim szczęściem. Byliśmy jednością i mogliśmy wspólnie uzdrawiać świat. Zacząłem chodzić po szpitalach onkologicznych, namawiając przebywających tam ludzi na pójście moją drogą. Była to dla nich jedyna szansa na ocalenie. Część z nich podejmowała ryzyko i szła wyznaczoną przeze mnie drogą. Niestety większość z nich nie przeżyła zmiany, jaką im oferowałem. Ci, co przeżyli, stawali się zaś innymi ludźmi. Ludźmi pełnymi miłości i poświęcenia. Niestety ci, co umarli zostali okrzyknięci moimi ofiarami. Stałem się osobą niebezpieczną dla ich świata. Zatrzymywali mnie kilkakrotnie, wsadzając do różnych więzień. Nie mogli zrozumieć mojej mocy, dla mnie ich ściany nie były moimi, ich świat nie był moim. Mogłem być tam, gdzie moje myśli. Nie mogli pojąć, że znikam z celi, nie ginę od ich kul. Byłem dla nich czymś znacznie gorszym niż gwałciciel, zabójca, terrorysta. Moją grupę okrzyknięto sektą i w środkach masowego przekazu ostrzegano tak zwane społeczeństwo, przede mną. A ja wciąż znajduję kolejnych ludzi chcących uwolnić siebie i swoją duszę. Nie wiem, czy jestem śmiertelny, nie wiem ile mam czasu, wiem jednak, iż tylko podążając wyznaczoną ścieżką, poznaję prawdę, która jest drogą do zbawienia.

2 komentarze:

  1. "Na ostatniej wizycie dowiedziałem się, iż zostało mi 2-3 miesiące życia. W ciągu 33 lat życia wszystko odkładałem na później." - Życia i życia dwa razy po sobie. Mogło być np. Na ostatniej wizycie dowiedziałem się, iż zostało mi 2-3 miesiące życia. Przez 33 lata wszystko odkładałem na później.
    " Brutalność, z jaką potraktowałem moje ciało, pozwoliło na moje ponowne odrodzenie." Powinno być "pozwoliła". Ile razy czytasz Swój tekst przed publikacją?
    Jeszcze uwaga - za dużo razy pod rząd używasz słowa dusza.
    To pierwsza część utworu o umierającym miliarderze, prawda? Pomysł bardzo mi się podoba! Zrób z tego koniecznie duży tekst! W takim przypadku to opowiadanko powinno się znaleźć chronologicznie później, niż opowieść bogacza... Kontynuuj PLS!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, korekty wykonane. Co do pytania, to zawsze kilka razy przeczytam i zawsze coś znajdę. Lubię, jak ktoś wskazuje błędy, bo ja już ich po prostu nie widzę.

    OdpowiedzUsuń