- Panowie, to jakaś pomyłka, ta koszula nie jest moja.
Policjanci spojrzeli na siebie i się zaśmiali. Dla nich ta komedia mogła trwać i trwać. Jak można się wyprzeć własnej koszuli.
- Panie Krzysztofie, proszę nie komplikować swojej i tak już trudnej sytuacji. Jeżeli ta koszula nie jest pana to kogo?
Krzysztof gorączkowo myślał. Jak z tego wybrnąć ? Co robić?
- Ona jest Ani.
- Kogo ?
- Ani Leśmian. To moja koleżanka z pokoju. Jej się pytacie.
Jeden z policjantów chwycił się za brzuch i zaczął panicznie się śmiać. Drugi zupełnie poważnym głosem kontynuował przesłuchanie.
- Czyli pana kochanka, podrzuciła swoją zakrwawioną koszulę do pańskiego nesesera.
- Tak, właśnie tak było – z ulgą odpowiedział Krzysztof.
- Czyli Pana kochanka zabiła woźnego i strażaka?
- Tak, oczywiście, strasznie ostra jest.
Ania słuchała tego z coraz większym przerażeniem. O co tu do cholery chodzi. Jaka kochanka, jakie zabójstwa.
- To jakiś absurd ! Ja tylko handluję narkotykami. Nie tknęłabym Krzysztofa, nie zabiłabym nawet muchy. Odpieprzcie się już ode mnie panowie.
- Pierwszy policjant położył się na podłodze i aż rżał ze śmiechu. Drugi wciąż utrzymywał poważny wyraz twarzy i kontynuował przesłuchanie.
- Pani Aniu, proszę te narkotyki przynieść. Później pomyślimy co z panią.
W pokoju nastała martwa cisza, która została przerwana dzwonkiem telefonu. Policjant odebrał telefon.
- Hallo.(...)
- Dwanaście kolejnych trupów. W jednym z trupów włożony był pięćdziesięciokilogramowy pies. Acha i ciężko ranna foka. Tak przyjąłem, już jedziemy.
Teraz Krzysztof już wiedział, gdzie podział się ich pies. Czy to jest możliwe, iż porwała go Ania i użyła go do swoich chorych praktyk? Czy to możliwe, iż Ania jest psychopatką? Policjant leżący na podłodze podniósł się i przybrał poważny wyraz twarzy. Dla niego sprawy przybrały zupełnie nieoczekiwany kierunek. Tymczasem Ania pobiegła do ubikacji i wróciła z 20 tabletkami amfetaminy (pozostałe 30 zostawiła dla siebie)
- Panowie to jest wszystko, co mam. Dwadzieścia tabletek. One były na mój użytek.
Policjant amfetaminę schował do kieszeni i zarządził.
- Proszę podać jakąś dobrą taśmę klejącą. […] Kajdanki zostały w radiowozie.
Janek pogrzebał w swojej szufladzie i wyciągnął parę kajdanek. Wręczając je policjantowi i powiedział.
- Miały być na wieczór. Tutaj jest jednak większa potrzeba. Nie chciałbym zostać sam na sam z panią Anią.
- Kto Panu powiedział, że to dla Pani Ani. Pani Ania zostanie w biurze. Te kajdanki są dla Pana Krzysztofa.
Policjant podszedł do Krzysztofa, skuł go i wspólnie skierowali się w kierunku wyjścia. Jan widząc, co się dzieje, przerażony krzyknął za wychodzącymi.
- Panie władzo, ja nie zostanę z tą psychopatką. Proszę ją aresztować, a nie Krzysztofa.
Niestety wołania Jana na nic się zdały. Policjanci wraz z Krzysztofem wyszli z biura i udali się na parking gdzie czekał na nich nieoznakowany samochód z błękitnym kogutem na dachu.
- Panie Krzysztofie proszę wsiąść, jedziemy na przesłuchanie.
Policjanci spojrzeli na siebie i się zaśmiali. Dla nich ta komedia mogła trwać i trwać. Jak można się wyprzeć własnej koszuli.
- Panie Krzysztofie, proszę nie komplikować swojej i tak już trudnej sytuacji. Jeżeli ta koszula nie jest pana to kogo?
Krzysztof gorączkowo myślał. Jak z tego wybrnąć ? Co robić?
- Ona jest Ani.
- Kogo ?
- Ani Leśmian. To moja koleżanka z pokoju. Jej się pytacie.
Jeden z policjantów chwycił się za brzuch i zaczął panicznie się śmiać. Drugi zupełnie poważnym głosem kontynuował przesłuchanie.
- Czyli pana kochanka, podrzuciła swoją zakrwawioną koszulę do pańskiego nesesera.
- Tak, właśnie tak było – z ulgą odpowiedział Krzysztof.
- Czyli Pana kochanka zabiła woźnego i strażaka?
- Tak, oczywiście, strasznie ostra jest.
Ania słuchała tego z coraz większym przerażeniem. O co tu do cholery chodzi. Jaka kochanka, jakie zabójstwa.
- To jakiś absurd ! Ja tylko handluję narkotykami. Nie tknęłabym Krzysztofa, nie zabiłabym nawet muchy. Odpieprzcie się już ode mnie panowie.
- Pierwszy policjant położył się na podłodze i aż rżał ze śmiechu. Drugi wciąż utrzymywał poważny wyraz twarzy i kontynuował przesłuchanie.
- Pani Aniu, proszę te narkotyki przynieść. Później pomyślimy co z panią.
W pokoju nastała martwa cisza, która została przerwana dzwonkiem telefonu. Policjant odebrał telefon.
- Hallo.(...)
- Dwanaście kolejnych trupów. W jednym z trupów włożony był pięćdziesięciokilogramowy pies. Acha i ciężko ranna foka. Tak przyjąłem, już jedziemy.
Teraz Krzysztof już wiedział, gdzie podział się ich pies. Czy to jest możliwe, iż porwała go Ania i użyła go do swoich chorych praktyk? Czy to możliwe, iż Ania jest psychopatką? Policjant leżący na podłodze podniósł się i przybrał poważny wyraz twarzy. Dla niego sprawy przybrały zupełnie nieoczekiwany kierunek. Tymczasem Ania pobiegła do ubikacji i wróciła z 20 tabletkami amfetaminy (pozostałe 30 zostawiła dla siebie)
- Panowie to jest wszystko, co mam. Dwadzieścia tabletek. One były na mój użytek.
Policjant amfetaminę schował do kieszeni i zarządził.
- Proszę podać jakąś dobrą taśmę klejącą. […] Kajdanki zostały w radiowozie.
Janek pogrzebał w swojej szufladzie i wyciągnął parę kajdanek. Wręczając je policjantowi i powiedział.
- Miały być na wieczór. Tutaj jest jednak większa potrzeba. Nie chciałbym zostać sam na sam z panią Anią.
- Kto Panu powiedział, że to dla Pani Ani. Pani Ania zostanie w biurze. Te kajdanki są dla Pana Krzysztofa.
Policjant podszedł do Krzysztofa, skuł go i wspólnie skierowali się w kierunku wyjścia. Jan widząc, co się dzieje, przerażony krzyknął za wychodzącymi.
- Panie władzo, ja nie zostanę z tą psychopatką. Proszę ją aresztować, a nie Krzysztofa.
Niestety wołania Jana na nic się zdały. Policjanci wraz z Krzysztofem wyszli z biura i udali się na parking gdzie czekał na nich nieoznakowany samochód z błękitnym kogutem na dachu.
- Panie Krzysztofie proszę wsiąść, jedziemy na przesłuchanie.
---
- Panowie, to jest jakaś pomyłka.
Policjanci zaśmiali się i wepchnęli Krzysztofa do samochodu.
- Panie Krzysztofie Florek, teraz zarzucimy Panu na głowę worek i pojedziemy na przesłuchanie.
Policjanci zakneblowali Krzycha, zarzucili na jego głowę worek i ruszyli w kierunku starych magazynów. Jazda samochodem trwała około 30 minut. By umilić sobie czas, włączyli nową płytę Faith no more, która właściwie zbytnio im się nie podobała, ale jednak miała coś takiego w sobie, że musieli jej słuchać. Po dojechaniu na miejsce wyciągnęli Krzysztofa z samochodu i poprowadzili do jednej z wielu zdezelowanych hal magazynowych. Tam zdjęli z jego głowy kaptur, posadzili na starej śmierdzącej kanapie i włączyli mu film Davida Lyncha „Głowa do wycierania”. Oszołomiony Krzysztof nie mógł zrozumieć co właściwie tu się dzieje i po co to wszystko. Przecież powinien być na komisariacie, a nie w jakimś starym magazynie. Na domiar złego jeszcze ten porąbany film, który tak naprawdę chyba nikomu nie może się podobać. Zrezygnowany wpatrywał się w ekran, gdy nagle poczuł ostry bój zrywanego plastra oraz delikatny dotyk lufę pistoletu przyłożonej do jego skroni.
- Proszę mnie nie zabijać, to ciało psa ukradliśmy od weterynarza. Ten pies został uśpiony, bo był chory.
Lufa wymierzona w skroń Krzysztofa cofnęła się.
- Dziękuję, cholernie dziękuję. Oddałbym ciało tego psa, ale zniknęło.
Chichot, jaki usłyszał za sobą, zdziwił go. Znał ten głos. To był głos jego żony!
- To ty kochanie?
- Oczywiście ty mój głuptasku. – Janina zaśmiała się.
- Ale, po co to wszystko? Czy ci policjanci byli prawdziwi?
- Oczywiście, że nie głuptasku. To byli aktorzy. Pytasz się po co? Chciałam ci pokazać co to strach!
- No, ale po co?
- Nie pamiętasz rano, co się stało? Miałeś pewnie niezły ubaw.
- No ale, te karaluchy nie były moje.
- Twoje nie twoje, ale co strachu się najadłam to moje. Powiedz mi teraz, o co chodzi z tym psem?
Krzysztof zorientował się, iż powiedział zbyt dużo. Jego żona kochała psy, a on ukradł ciało jednego z nich.
- Widzisz kochanie, w wolnych chwilach z Wieśkiem chcieliśmy badać ciała tych kochanych zwierzątek i spróbować wynaleźć nowy lek.
- No i?
- No i nic. To był nasz pierwszy pies i ukradli go nam. Po prostu pech. Do tego jeszcze ta twoja zemsta. Coś okropnego.
Janina przymilnie uśmiechnęła się do swojego męża.
- Kochanie wiem, że moja akcja nie była dla ciebie zbyt miła, ale jeżeli chcesz się jeszcze trochę pobawić, to służę pomocą.
Krzysztof popatrzył na swoją żonę i poczuł bliżej nieokreślony niepokój.
- A co masz na myśli?
Janina wyraźnie się ucieszyła.
- Kochanie robimy tak. Ubierasz się w poplamioną krwią koszulę, dostajesz ode mnie ten gnat i jedziesz to biura. Do budynku wejdziesz ubrany w płaszcz, tak by nikt nie widział, w jakim jesteś stanie. Wchodzisz to windy i jedziesz do swojego biura. W windzie drapiesz się w nosie, tak by poszła krew. Płaszcz zostawiasz na korytarzu, wyciągasz gnata i wbiegasz do pokoju. A dalej to już zależy wyłącznie od twojej fantazji.
Krzysztof patrzył na żonę i uśmiechał się. Ona zawsze miała dziwne pomysły, ale ten, … toż to prawdziwy majstersztyk.
Policjanci zaśmiali się i wepchnęli Krzysztofa do samochodu.
- Panie Krzysztofie Florek, teraz zarzucimy Panu na głowę worek i pojedziemy na przesłuchanie.
Policjanci zakneblowali Krzycha, zarzucili na jego głowę worek i ruszyli w kierunku starych magazynów. Jazda samochodem trwała około 30 minut. By umilić sobie czas, włączyli nową płytę Faith no more, która właściwie zbytnio im się nie podobała, ale jednak miała coś takiego w sobie, że musieli jej słuchać. Po dojechaniu na miejsce wyciągnęli Krzysztofa z samochodu i poprowadzili do jednej z wielu zdezelowanych hal magazynowych. Tam zdjęli z jego głowy kaptur, posadzili na starej śmierdzącej kanapie i włączyli mu film Davida Lyncha „Głowa do wycierania”. Oszołomiony Krzysztof nie mógł zrozumieć co właściwie tu się dzieje i po co to wszystko. Przecież powinien być na komisariacie, a nie w jakimś starym magazynie. Na domiar złego jeszcze ten porąbany film, który tak naprawdę chyba nikomu nie może się podobać. Zrezygnowany wpatrywał się w ekran, gdy nagle poczuł ostry bój zrywanego plastra oraz delikatny dotyk lufę pistoletu przyłożonej do jego skroni.
- Proszę mnie nie zabijać, to ciało psa ukradliśmy od weterynarza. Ten pies został uśpiony, bo był chory.
Lufa wymierzona w skroń Krzysztofa cofnęła się.
- Dziękuję, cholernie dziękuję. Oddałbym ciało tego psa, ale zniknęło.
Chichot, jaki usłyszał za sobą, zdziwił go. Znał ten głos. To był głos jego żony!
- To ty kochanie?
- Oczywiście ty mój głuptasku. – Janina zaśmiała się.
- Ale, po co to wszystko? Czy ci policjanci byli prawdziwi?
- Oczywiście, że nie głuptasku. To byli aktorzy. Pytasz się po co? Chciałam ci pokazać co to strach!
- No, ale po co?
- Nie pamiętasz rano, co się stało? Miałeś pewnie niezły ubaw.
- No ale, te karaluchy nie były moje.
- Twoje nie twoje, ale co strachu się najadłam to moje. Powiedz mi teraz, o co chodzi z tym psem?
Krzysztof zorientował się, iż powiedział zbyt dużo. Jego żona kochała psy, a on ukradł ciało jednego z nich.
- Widzisz kochanie, w wolnych chwilach z Wieśkiem chcieliśmy badać ciała tych kochanych zwierzątek i spróbować wynaleźć nowy lek.
- No i?
- No i nic. To był nasz pierwszy pies i ukradli go nam. Po prostu pech. Do tego jeszcze ta twoja zemsta. Coś okropnego.
Janina przymilnie uśmiechnęła się do swojego męża.
- Kochanie wiem, że moja akcja nie była dla ciebie zbyt miła, ale jeżeli chcesz się jeszcze trochę pobawić, to służę pomocą.
Krzysztof popatrzył na swoją żonę i poczuł bliżej nieokreślony niepokój.
- A co masz na myśli?
Janina wyraźnie się ucieszyła.
- Kochanie robimy tak. Ubierasz się w poplamioną krwią koszulę, dostajesz ode mnie ten gnat i jedziesz to biura. Do budynku wejdziesz ubrany w płaszcz, tak by nikt nie widział, w jakim jesteś stanie. Wchodzisz to windy i jedziesz do swojego biura. W windzie drapiesz się w nosie, tak by poszła krew. Płaszcz zostawiasz na korytarzu, wyciągasz gnata i wbiegasz do pokoju. A dalej to już zależy wyłącznie od twojej fantazji.
Krzysztof patrzył na żonę i uśmiechał się. Ona zawsze miała dziwne pomysły, ale ten, … toż to prawdziwy majstersztyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz