sobota, 15 października 2016

Fart

– Cześć Kochanie, miałem dzisiaj strasznego farta.

Żona z czułością popatrzyła na Tadka. Mimo iż byli już razem od piętnaście lat, kochała go jeszcze bardziej. Niestety każda wzmianka w stylu „miałem dzisiaj farta” zazwyczaj oznaczała kłopoty. Dlatego też z uwagą spojrzała na wypchaną torbę swojego męża.

– Cześć mój ty Tygrysku. Co tam masz w tej wypchanej torbie?
Mąż położył torbę na stole i zagadał.

– Czy pamiętasz może przysłowie „Dobra, dobra zupa z bobra, zupa z wieprza jeszcze lepsza”?

– Pewnie, że tak. Tylko co to ma wspólnego z twoim fartem?

– Widzisz kotku, w tej torbie mam bobra.

Kasia z niedowierzaniem popatrzyła na męża. Czy on do reszty zwariował?

– Tadek, czy tobie całkiem odbiło. Jakim cudem upolowałeś bobra? I po cholerę robisz coś tak debilnego. Przecież bobry są pod ochroną!

Mimo iż wybuch żony nieco spłoszył Tadka, postanowił wyjaśnić jej całą sytuację.

– Słuchaj, mówiłem, że miałem farta, a nie że poszedłem na polowanie. Wiesz, że dzisiaj zaspałem i trochę później wyjechałem do pracy. No i jak tak jechałem, to nagle patrzę, a na poboczu leży jakieś zwierzę. Wiesz, że kocham wszystkie zwierzęta, a w tym przypadku wydawało mi się, iż ten zwierzak potrzebuje pomocy. To się zatrzymałem, patrzę, a tam leży bóbr. Niestety nieżywy. Najpierw się zmartwiłem, ale później pomyślałem, że przecież możemy go zjeść.

Kasia z uwagą popatrzyła na męża. Czy ona nas pewno go dobrze zna?

– Słuchaj, a co my zrobimy z całym bobrem?

Tadek i na to miał jednak logiczną odpowiedź.

– Jak wiesz, rano zaspałem no i spóźniłem się do pracy, a szef nie lubi, jak się ktoś spóźnia. Cholernie tego nie lubi. No i on mi tak powiedział: „Słuchaj Tadek, wiesz, że cholernie nie lubię, jak ktoś się spóźnia. To nie jest jakaś pieprzona szkoła, a ty nie jesteś jakimś przygłupim uczniem. U mnie nie ma spóźnień. U mnie nie ma też usprawiedliwień. Rozumiesz!

– No to chyba jednak tego farta nie miałeś.

– No to ja jemu powiedziałem, że spóźniłem się, bo na drodze znalazłem zabitego bobra. W tym momencie szef się wściekł i mniej więcej powiedział tak: „Tadek miałem cię za rozsądnego człowieka i w miarę dobrego pracownika, ale ty jesteś debilem. Czy ty myślisz, że jestem niedorozwinięty i uwierzę historyjkę o bobrze?”

Zmartwiona popatrzyła na męża. Wiedziała, że nie lubił swojej pracy, ale żeby się cieszyć, że szef się na niego wściekł i dodatkowo wyrzucił z pracy, to już lekka przesada.

– Wywalił cię, tak? I to jest ten twój fart?

– Przestań, jakie wywalił, podwyżkę dostałem. Jak tam na mnie wrzeszczał, to ja mu sru, tego bobra na biurko wywaliłem. Musiałabyś widzieć jego minę. Zbaraniał. Patrzył na tego bobra, jakby zobaczył kosmitę. Po chwili ochłonął i powiedział: „Sorry Tadek, trochę mnie poniosło. Zawsze cię ceniłem jako pracownika i to oczywiście się nie zmieni. Myślałem, by dać ci podwyżkę, ale jak wiesz, z myślenia czasami nic nie wynika”. Chwilę nic nie gadał, wyciągnął laptopa, wydrukował kwit, podpisał go i mi wręczył. Dostałem trzy stówki podwyżki.

Żona z radości rzuciła się na szyję męża. To była wspaniała wiadomość. Pierwsza od trzech lat podwyżka i to całkiem spora.

– Jesteś niesamowity! Co było dalej?

– Później szef chytrze się uśmiechnął i powiedział: „Tadek pewnie nie zjecie w domu całego bobra. Daj mi połówkę. W sobotę mam w domu imprezę, a jak podam mięso z bobra, to wszyscy z podziwu pospadają z krzesła”. Co było robić, dałem mu połówkę zwierzaka. I wiesz, co robiłem cały dzień w pracy?

– No mów już, pewnie i tak nie zgadnę.

– Siedziałem z szefem przed kompem i szukaliśmy przepisów na potrawy z bobra. Wyszło na to, iż najlepsza jest wątroba, nogi i ogon. Szef na imprezę będzie robił szaszłyki z bobra i pieczeń. My zrobimy zupkę i pieczeń. Co ty na to?

Niespodziewanie rzuciła się na Tadka i zaczęła całować swojego ukochanego, jednocześnie ściągając jego ubranie. Opowiadanie męża znacznie wzmogło jej apetyt, ale nie na jedzenie. Pociągnęła go do sypialni, mrucząc mu do ucha czułe słówka.

O potrawie z bobra, pomyśli trochę później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz