– Pamiętasz?
Patrzyliśmy na zachodzące słońce, dzieląc się milczeniem. Siedziałaś w skąpym stroju kąpielowym tyłem do mnie, a z twoich blond włosów spływały krople wody. Tego dnia nauczyłem się patrzyć pod wodą, ostatecznie tylko w ten sposób mogłem podziwiać cię, nie zwracając twojej uwagi. To wtedy po raz pierwszy odważyłem się zbliżyć do ciebie.
– Posmarujesz mnie kremem? – spytałaś od niechcenia, a twoje słowa popłynęły po tafli czerwonawego jeziora.
Podałaś mi krem do opalania, a ja głowiłem się, czy to jest zaproszenie, czy też twoja pomyłka, bo po co ci on, jeżeli właśnie słońce oddawało świat nocy. Rozsmarowałem krem po twoich plecach i delikatnie je gładziłem, a ty patrzyłaś w dal, chowając przede mną myśli. Kochałem cię. Boże kochałem jak nikogo innego. Gdy ostatni promyk słońca musnął twoje ciało, rozpiąłem twój błękitny stanik i momentalnie go zdjąłem. Tak, straciłem panowanie nad sobą, ale ileż można żyć, ukrywając pragnienia?
– Oszalałeś! – krzyknęłaś i wymknęłaś się z moich rąk. – Co ty wyrabiasz?! – Nie przestawałaś wrzeszczeć, a ja jedynie spuściłem głowę.
– Przepraszam – wybełkotałem.
– Przepraszam? – odparłaś wciąż wzburzona. – Chciałeś wszystko zniszczyć?
Zapytałaś, a przecież nie było czego zepsuć. Kochałem cię, a dla ciebie byłem jedynie najlepszym przyjacielem.
Sylwester przywitał nas chłodnym, porywistym wiatrem, a ty przyszłaś jedynie w czerwonej sukience. Pożerałem cię wzrokiem, a ty szczęśliwa jak nigdy bawiłaś się z Wojtkiem. Byliście parą od siedemdziesięciu dwóch dni. Opowiadałaś mi o nim, a ja się uśmiechałem i cieszyłem razem z tobą, chociaż serce pękało mi z rozpaczy. Całował twoje krwiście czerwone pełne usta, dotykał twoich cudownych krągłości, a ja zerkałem. Gdy twoja sukienka nieopatrznie została zadarta do góry, mogłem podziwiać twoje czerwone koronkowe majteczki. Stanik także był tego samego koloru. Tonęłaś w jego objęciach, w morzu doznań jakie ci podsuwał, w pocałunkach, które rozrywały moje serce. Patrzyłem i czułem, że to ja jestem na miejscu Wojtka. Tylko tak mogłem to przetrwać!
Tuż po dwunastej zniknęliście, nawet się ze mną nie żegnając, a ja całowałem się z Moniką. Ostatecznie wylądowałem z nią w pokoju hotelowym i to na nią spłynęła skrywana miłość do ciebie. A przecież to ciebie kochałem! Wiedziałaś, prawda? Powiedz, że wiedziałaś!
Rano wymknąłem się z pokoju, pozostawiając za sobą substytut miłości. Przed hotelem zobaczyłem cię wciąż w tej samej czerwonej sukni. Schowana za gęstymi płatkami śniegu, drżałaś z zimna. Podbiegłem i otuliłem cię moim płaszczem, a ty się uśmiechnęłaś. Nie było między nami słów, a taksówka zabrała cię do domu. Zostałem sam i to ja drżałem z zimna, czekając na kolejną taryfę.
*****
Kolejnego dnia leżałem z gorączką, z niewesołymi myślami wdzierającymi się do głowy. Byłem bezbronny wobec miłości i nie umiałem sobie z tym dać rady. Jeszcze wczoraj kochałem się z tobą, a teraz leżałem sam. Przeszłość zmieniła się pod wpływem pragnień, a ja na to chętnie przystałem.
Przyszłaś do mnie dwa dni później, a twoja twarz ukazywała morze wylanych łez. Leżałem w łóżku, a ty jak zwykle usiadłaś na fotelu obok.
– Zostawił mnie – łkałaś, a ja nie rozumiałem. – A ja jestem w ciąży.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech szczęścia.
– Będziemy mieć dziecko! – krzyknąłem radośnie, a dusza tańczyła ze szczęścia.
– Co?
Twoja twarz stężała i popatrzyłaś na mnie tak jakoś inaczej. – Co powiedziałeś? – powtórzyłaś, jakbyś nie wierzyła w moje słowa.
– Będziemy mieli dziecko – odpowiedziałem, uśmiechając się do ciebie.
– Zwariowałeś! – krzyknęłaś. – O czym ty mówisz?!
A ja patrzyłem, niczego nie rozumiejąc.
– No przecież się kochamy – mówiłem cicho. – Zawsze się kochaliśmy – powiedziałem nieco głośniej.
– To Wojtka kocham! To jest jego dziecko! Jego! Rozumiesz! – wrzeszczałaś, a ja chciałem twoje usta zamknąć pocałunkiem.
– To przecież nasze dziecko. Czemu mówisz takie rzeczy? – Usiadłem na łóżku, a ty zerwałaś się z fotela.
– To dziecko Wojtka – powiedziałaś drżącym głosem.
– Zdradziłaś mnie? – syknąłem, a widząc twoje zaskoczenie, nie umiałem się opanować.
Mimo, że wciąż trawiła mnie gorączka, wstałem i zbliżyłem się do ciebie. Chwyciłem twoją delikatną szyję i obejmowałem ją coraz mocniej.
– Puść mnie – charczałaś i próbowałaś się wyswobodzić. – Puść – mówiłaś, gdy błękit twoich oczu zachodził czerwienią.
– Ja cię kochałem, a ty mnie zdradziłaś – szeptałem do twojego kształtnego uszka, ozdobionego dużym okrągłym kolczykiem, który ci kiedyś kupiłem. – Jesteś dziwką – wysyczałem, ale ty nie słuchałaś, tylko szamotałaś się niepotrzebnie.
Złudzenia prysły, a ręce zbyt mocno objęły twoją szyję. W końcu radosne iskierki twoich oczu wyblakły, a ja zwolniłem uścisk. Musiałem cię trzymać, być nie upadła, tak jak wtedy, gdy pierwszy raz napiłaś się wódki. Pamiętasz?
Położyłem cię do łóżka i przytuliłem się. Leżałaś przy mnie taka spokojna jakby pogodzona z losem. Zasnęliśmy razem, jednak gdy nastał ranek, wszystko się zmieniło. Byłaś taka zimna i obca. To wtedy zrozumiałem, że nie byłaś mi pisana. To nie byłaś ty, a ciało po prostu wywiozłem do lasu.
Byłem na twoim pogrzebie, a z moich oczu spływały łzy wielkie jak ziarna grochu. Był tam też Wojtek. Stał skulony i płakał. Rozumiałem go, ty też być zrozumiała. A później życie wróciło do normy, może z wyjątkiem mojego. Gdy zapukała policja, wiedziałem że muszę z nimi pójść. Zamknęli mnie i kazali czekać na wyrok. Po paru rozprawach sądowych sędzia wydał wyrok dwudziestu lat więzienia. Nie protestowałem, po prostu byłem tym wszystkim cholernie zmęczony. Nie chciałem żyć, bo nie miałem dla kogo.
*****
Na szczęście życie toczy się dalej, a czasem przynosi także miłe niespodzianki. Poznałem panią psycholog, która rozjaśniła mój świat. Ma takie piękne duże niebieskie oczy. Podobne do twoich. Ma też zawsze rozpuszczone blond włosy. Tak jak ty. Spodobałaby ci się. Z pewnością by tak było.
Wiem, że dla ciebie już nic nie mogę zrobić. Po prostu będę dbał o twój grób i zapewniam cię, że nie zabraknie na nim czerwonych róż. Pamiętam jak je lubiłaś. Zawsze też zapalę na twoim grobie znicz. Niech to światełko przypomina ci o naszej miłości.